niedziela, 30 czerwca 2013

Rozdział 11



   *Louis*

- M-możesz powtórzyć? – zająkałem się.
- Ja Harr…
- Hazz jesteś pijany.
- Zamknij się Louis! Ja Harold Edward Styles kocham cię i nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo.
- Jesteś pewien?
- Wydaje mi się, że tak.

W tym momencie przyciągnąłem go jeszcze bliżej aby złączyć nasze usta. Było tak jak tego wieczoru gdy całowaliśmy się po raz pierwszy. Kto by pomyślał, że jedno głupie wyzwanie zmieni moje życie. W pewnej chwili oderwał się ode mnie.

- Wiesz powiedziałem mamie, że będę jutro więc…
- Jeszcze ci mało wrażeń na dzisiaj?
- A ty tylko o jednym księżniczko…
- Dobra Curly, choć, przejdziemy się.

Ruszyliśmy spacerkiem do mojego domu, tym razem to Harry złapał mnie za rękę. Czy on naprawdę się we mnie zakochał? Było by cudownie, ale okaże się rano kiedy trochę wytrzeźwieje.

Dotarliśmy na miejsce, po wejściu do mojego pokoju w celu pójścia spać zaczęliśmy się rozbierać.

- Dla ciebie będę spał w bokserkach – powiedział Harry.
- Nie musisz…
- To w takim razie pomóż mi je ściągnąć…

~~~~ 

    *Harry*

Louis podszedł do mnie i złapał za gumkę moich bokserek ściągając je. Ja zrobiłem to samo z jego. Podniósł mnie a ja oplotłem nogami jego biodra. Po chwili leżałem na łóżku a Lou na mnie. Poczułem na swoim penisie najpierw jego dłoń, potem usta i gdy byłem już blisko tłumiąc jęki, żeby tym razem babci Louisa nas nie usłyszała, on przestał. Wziął mojego penisa powrotem do ręki i po dość krótkim czasie poczułem w sobie jego palec. Jęknąłem cicho i strasznie się spiąłem.

- Spokojnie kochanie, rozluźnij się. Obiecuje, że ci się spodoba.

Zrobiłem to o co prosił, rozluźniłem się, a on powoli poruszał się we mnie, dołączając drugi palec. Jęczałem, to było dziwne uczucie, ale całkiem przyjemne – Ahh…Louis…ja pier…ahh – doszedłem. A Tommo poszedł do łazienki w celu zmycia z siebie mojego nasienia.

~~~~

    *Louis*

Wróciłem z łazienki i zastałem widok nagiego śpiącego loczka. Położyłem się obok i przykryłem nas kołdrą.

Obudziłem się koło godziny 8:30. Harry był wtulony w moją klatkę piersiową. Leżałem jeszcze trochę podziwiając go i bawiąc się jego włosami.

- Dzień dobry słoneczko – powiedział Hazz nagle otwierając oczy.
- Cześć Harry.
- Chyba kochanie…
- Czyli ty mówiłeś serio?
- Oczywiście.
- To znaczy, że od dziś jestem twoim chłopakiem?
- Tak marcheweczko, jesteś – dodał całując mnie.



Inf. od autorki: Przepraszam, że taki krótki i obiecuję, że kolejne będą dłuższe. Można go potraktować bardziej jako dokończenie ostatniego rozdziału. Enjoy! ;3 + specjalnie dla moich ukochanych przyjaciół więcej słowa PENIS.

"The Princess" Sezon 2

piątek, 28 czerwca 2013

One Shot '1




~One shot~
„ I must know him”
[ Larry <3 ]

! Sceny +18 będą oznaczane w ten sposób ~~~~. Nie chcesz, nie czytaj. !


  *Narrator*

Siedział tam już dobrą godzinę.

Harry Styles.

Chłopak, który nie pasował do grupy swoich znajomych, ale trzymał się z nimi, ponieważ nie chciał mieć problemów w szkole. Niestety i tak je miał, był inny, odosobniony, dziwny.

- Harry!
- Tak? – powiedział wyrwany z rozmyśleń.
- Zostaw go John, on znowu jest w swoim własnym świecie.
- Po prostu się zamyśliłem – powiedział Harry, próbując zatrzymać drwiny kolegów.
- Dobra, chcesz fajkę?
- Nie dzięki – odpowiedział zniesmaczony.
- Ja pierdo*e!
- Co jest Mike?
- Nie mam ognia…
- To weź zapytaj tamtych – powiedział John wskazując druga grupkę, która siedziała na wiadukcie.

Wtedy Mike wstał i ruszył w ich kierunku. Harry obrócił się bo nie wiedział o kogo im chodzi i wtedy uderzył w niego widok, który przyprawił go o dreszcze. Grupka chłopaków taka jak każda inna, oprócz jednego z nich, on nie był ubrany w ciemne ciuchy, nie nosił dresów, nie miał na sobie za dużej bluzki. On miał czerwone podwinięte rurki i kremowy sweter w lekkie paski oraz tomsy podobnego koloru. Jego włosy były w nieładzie, a jego uśmiech przynajmniej według Harrego był najpiękniejszy na świecie. Hazz nie mógł tylko zobaczyć jego oczu, ale miał pewność, że są one nieziemskie.

- Harry! – krzyknął Mike odpalając papierosa.
- O już wróciłeś…
- Czego się tam tak gapisz?
- A tak jakoś…
- Może się zakochał – wtrącił Georg.
- Harry? Przecież Harry się nie zakochuję.
- I tak nikt by go nie chciał – na ten komentarz wszyscy zaczęli się śmiać, wszyscy oprócz Harrego.
- Dzięki…
- No Styles, daj spokój. Żartowaliśmy – próbował pocieszyć go Mike – Schodzimy na dół, idziesz z nami?
- Mam złazić po tych drzewach na dół?
- Nie bądź baba Styles!
- Dobra idę.

Harry jakoś dał sobie radę, ale gdy chłopaki chcieli zmienić miejsce pobytu przypomniało mu się, że zostawił na górze kogoś, kogo koniecznie musiał poznać. Nie wiedział czy chłopak w czerwonych rurkach jeszcze tam jest, więc musiał to sprawdzić. Niestety wiązało się to z wejściem po drzewie na wysokość 10 metrów, jak nie więcej. Oznajmił chłopakom żeby poszli bez niego, po czym zaczął się wdrapywać. Już prawie dotarł gdy osunęła mu się noga i pewnie spadłby gdyby nie ktoś kto go złapał i wciągnął na górę. Wstał, otrzepał się, podniósł głowę w celu sprawdzenia kto go uratował i wtedy ujrzał jego, chłopaka dla którego wspinał się po drzewie. Stał nieruchomo nie mogąc wydusić z siebie ani słowa, gdyż turkusowe tęczówki nieznajomego mu na to nie pozwalały.

   *Harry*

- O czym tak myślisz? – spytał głosem anioła.
- M-masz ładne oczy… - wydukałem, a on uśmiechnął się tak, że moje serce zaczęło bić mocniej.
- Dziękuję. Jestem Louis.
- Ładnie. Harry.
- Coś jeszcze mam ładnego?
- Tyłek masz nawet, nawet… - obydwoje wybuchliśmy śmiechem.
- Bezpośredni jesteś, lubię takich – i znowu śmiech.

Postanowiliśmy usiąść, porozmawiać i poznać się trochę. Z resztą do tego dążyłem, w myślach miałem tylko „I must know him”.

- A więc Louis, czemu nie poszedłeś z kolegami?
- To bardziej znajomi niż koledzy…po prostu chcieli iść gdzieś, gdzie ja nie miałem ochoty. No i miałem też cichą nadzieję, że wrócisz.
- Naprawdę?
- No tak. Ty nie po to tu przyszedłeś?
- No dobra, nie oszukujmy się, prawie się zabiłem wchodząc po drzewie tylko po to aby ujrzeć twoje piękne oczy.
- W takim razie patrz ile tylko chcesz…

Rozmawialiśmy jeszcze trochę o naszych rodzinach, szkołach, ulubionych potrawach, kolorach, liczbach i miejscach zamieszkania. Sam nie wiem czemu mu o tym wszystkim opowiedziałem, przecież znałem go od nie całej godziny…

- Robi się ciemno – powiedziałem patrząc na niego.
- Ty też masz ładne oczy, zwłaszcza w blasku księżyca…

Po tych słowach Lou przysunął się do mnie. Uniósł lekko rękę i przejechał nią delikatnie po moim torsie, a ja cały czas śledziłem wzrokiem jego palce aż do momentu kiedy znalazły się w moich włosach a następnie na szyi, co wywołało u mnie dreszcze. Zbliżył swoją twarz do mojej i musnął delikatnie wargami moje usta, lecz tuż po tym szybko się odsunął.

- Przepraszam…
- Nie musisz – dodałem cicho i tym razem to ja go pocałowałem siadając jednocześnie na jego udach.

                                                            ~~~~            

 Ułożył swoje dłonie na moich plecach lecz długo ich tam nie trzymał, gdyż po chwili poczułem je na swoich pośladkach. Louis przysunął mnie bliżej cały czas się ze mną całując przez co otarłem się swoją erekcją o jego. Jęknąłem prosto w jego usta, na co on namiętnie wepchnął do nich język. Przewróciłem się na plecy, pociągając go za sobą tak, że teraz to on w pozycji leżąco-siedzącej znajdował się na mnie.

- Co my robimy? – spytał odrywając się ode mnie.
- Nie wiem, ale chcę się z tobą pieprzyć…

Nic nie powiedział, po prostu wpił się w moje usta. Wieczór był ciepły lecz niestety ręce Louisa na mojej nagiej klatce piersiowej były zimne. Ja także zdjąłem z niego górną warstwę, podniosłem się lekko zaczynając lizać i przygryzać jego sutki, no co cicho jęczał i wplótł pace w moje włosy. Mój nowo poznany przyjaciel zaczął dobierać się do moich spodni. Gdy poczułem na swoim penisie najpierw jego rękę a później język wiedziałem, że długo to nie zajmie. Nie myliłem się, moje podniecenie nim było tak ogromne, że doszedłem po kilku minutach. Próbowałem złapać oddech po tym co się stało i trochę się uspokoić lecz gdy ujrzałem zupełnie nagiego Louisa moja erekcja znów stała się bardzo widoczna.

- Masz gumki? – wyszeptał mi do ucha przez co po chwili na moim ciele pojawiły się ciarki.
- Będziemy się kochać bez tego lateksowego gówna.
- Jesteś pewien?
- Chcę prawdziwego seksu…
- Obróć się Harry.

Wykonałem jego polecenie. Z początku poczułem w sobie jeden palce, potem drugi lecz gdy trzy rozpalone palce Louisa zapieprzały we mnie jak szalone sprawiając, że jęczałem z rozkoszy kazałem mu we mnie wejść .

Ustawił się za mną, poczułem przy swoim wejściu jego nabrzmiałego, pragnącego seksu penisa – zrób to w końcu! – po tych słowach wszedł we mnie całą swoją długością. Jego muskające co chwile mój kark usta dawały mi dodatkową przyjemność. Trzymając za moje biodra zaczął wykonywać dość szybkie systematyczne ruchy. Ale mi to nie wystarczało i jemu też nie. Spojrzałem mu w oczy i od razu zrozumiał. Przyśpieszył tempo do granic swoich możliwości. Nie minęło 10 minut, a oboje leżeliśmy obok siebie przykryci z wierzchu częścią ubrań.

~~~~ 

- Fajnie było – powiedział zdyszany Lou.
- Fajnie…musimy to kiedyś powtórzyć.
- O to się nie martw – pocałował mnie i ułożył głowę na moim torsie – powtórzymy



Inf. od autorki: One shot dla was tuż przed rozpoczęciem drugiego sezonu "The Princess". Myślę, że wyszedł mi całkiem fajny. Pozdrowienia dla Andmiry, która podsunęła mi na niego pomysł.

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Prośba

Chciałabym napisać one shota o Larrym zanim zacznę wrzucać kolejny sezon, macie może jakiś pomysł na jaki temat mógłby on być?

środa, 19 czerwca 2013

Info ;)



Notatka informacyjna


Oficjalnie ogłaszam, że dotarliśmy do końca 1 sezonu "The Princess". Jestem dumna, że stworzyłam to opowiadanie :) Zwłaszcza, że to moje pierwsze. Drugą informacja jest to iż opowiadanie będzie miało 3 sezony :D Więc mam nadzieje, że będziecie czekać na kolejne dzieła mojej bujnej wyobraźni ;3

Rozdział 10




   *Harry*


Przebudziłem się, dziś miała być impreza u Jessi. Zacząłem rozmyślać nad wszystkim co się działo ostatnio w moim życiu. Zabawiałem się z kolesiem, a nawet nie wiem czy jestem gejem i czy czuję do niego coś więcej. Oczywistym jest, że Louis mnie pociąga i jest dla mnie wyjątkowy. Przy nim jest mi naprawdę cudownie, ale czy to oznacza, że między nami jest ‘coś’ więcej?

Wchodząc pod prysznic, a później schodząc do kuchni na śniadanie zastanawiałem się nad tym. Powinienem się przekonać jak jest. Może to co wymyśliłem będzie szczytem chamstwa wobec Lou i w ogóle, ale muszę, po prostu muszę poznać odpowiedź.
                                                                                                                                
- Mamo wychodzę.
- Skarbię jest dopiero 10 rano, gdzie idziesz?
- Nie musze ci się tłumaczyć…
- A kiedy wrócisz?
- Jutro – powiedziałem wychodząc.

Ruszyłem do domu Louisa. Zapukałem do drzwi i po chwili otworzył mi Tommo w samych bokserkach:

- Cześć Harry. Wejdź, jak coś to jestem sam, moja babcia poszła do koleż…

Nie zdążył dokończyć, ponieważ podniosłem go i szybkim krokiem ruszyłem na kanapę. Odłożyłem go, zdjąłem kurtkę i buty, po czym sam przyległem do niego.

- Hazz słońce, co ty robisz?
- Zamknij się Lou.

~~~~

Po tych słowach namiętnie go pocałowałem, oczywiście odwzajemnił pieszczotę. Po kilku minutach nasze języki walczyły między sobą. Louie zaczął mnie rozbierać, koszulka, rurki, skarpetki…

- Jak możesz nosić skarpetki? Przecież to zło samo w sobie!
- Ty masz na sobie bieliznę a nie narzekam – uśmiechnął się pod nosem.

Jednakże przeszkadzało mi to, więc zdjąłem nie potrzebną część garderoby Louisa. Wziąłem jego penisa w rękę i zacząłem „zabawę”. Na początek zassałem jego główkę, na co Lou jęknął lecz gdy jego członek został kilkakrotnie wepchnięty w dalekie zakątki mojego gardła usłyszałem wiązankę przekleństw z moim imieniem na czele. Zabawiałem się z nim jeszcze trochę, ale wiedziałem, że długo nie wytrzyma, więc zacząłem robić systematyczne ruchy głową. Za jakiś czas Louisa sam nadawał mi rytm, który ja jeszcze przyspieszyłem. Gdy dochodził krzyknął jeszcze ze dwa razy moje imię.

~~~~

- Jesteś naprawdę… - próbował dokończyć Tommo, ale szok poorgazmowy mu na to nie pozwalał.
- Wiem – stwierdziłem kładąc się obok niego – mogę jeszcze trochę u ciebie zostać?
- No jasne. Zawsze jesteś tu mile widziany.
- Louie?
- Tak?
- Miałeś mi powiedzieć czy jesteś gejem…rozumiem, że to trochę krępujące, ale…
- Jestem.
- Aha – ruszyłem się, a Louis od razu mnie przytrzymał.
- Nie odchodź, przecież to nic nie zmienia…
- Ohh mój głupku. Chciałem cię tylko przytulić.
- Aaa…przepraszam, po prostu pomyślałem, że się wystraszyłeś.

Wtuliłem się w niego – jesteś nienormalny i to zdecydowanie jest w tobie zajebiste – powiedziałem, a on się uśmiechnął.

Po jakiś 20 minutach ubraliśmy się i udaliśmy się do kuchni po herbatę. Tommo robił świetną herbatę. Posiedziałem u niego jeszcze trochę, rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Było naprawdę fajnie, ale trzeba było się zbierać. Przekazałem Lou, że muszę iść się wyszykować na imprezę. Powiedział, że po mnie przyjdzie, a ja nie miałem nić przeciwko. Wyszedłem od niego i wróciłem do siebie.

O 18:00 byłem już gotowy, miałem na sobie zwykłą koszulkę z nadrukiem Brytyjskiej flagi, czarne rurki i oczywiście moje ukochane zjechane Conversy. Louis już czekał przed moim domem. On też wyglądał naprawdę nieźle. Jasno bordowa koszula, rurki podobne do moich i bezwarunkowo musiał mieć Tomsy.

Szliśmy spacerkiem do domu Jessi rozmawiając o różnych rzeczach, kiedy Lou złapał mnie za rękę – nikt nie zauważy, obiecuję – dodał, a ja splotłem nasze palce. Stojąc przed drzwiami, rozłączyliśmy nasz dłonie.

- Tommo, czas się napierdo**ć! – pocałowałem go w policzek, po czym weszliśmy do środka.

Niesamowicie głośna muzyka i pełno alkoholu. Tak właściwie to dom został podzielony na strefy. W kuchni się piło, na środku salony wszyscy tańczyli, na kanapach się lizali, na schodach się paliło, a całe górne piętro było przeznaczone na seks.

Oczywiście najpierw procenty. Przez pierwszą godzinę przechodziłem z kuchni na schody. W końcu tam zostałem, przez ten cały dym mało było widać, ale wydawało mi się, że na parkiecie jest Jessica. Dobra trzeba zrealizować dalszą część mojego planu. Jeden papieros, drugi, trzeci…Jestem gotowy. Ruszyłem w jej kierunku. Przebiłem się przez tłum, podszedłem do niej od tyłu i złapałem w pasie.

- Cześć mała…
- Hej Hazz, jak się bawisz?
- Dobrze.
- Wiesz zawsze możesz lepiej…
- Słuchaj, tam stoi mój przyszły chłopak – wskazałem palcem na Louisa – ale mogę się z tobą przespać.
- Twój przyszły kto!?

~~~~

Pociągnąłem ją z parkietu na górne piętro, całują się weszliśmy do jednego z pokoi, który był wolny. Zaczęliśmy się rozbierać, kiedy byliśmy już zupełnie nadzy rzuciłem nią o łóżko, oczywiście nie zbyt brutalnie, tak aby nie zrobić jej krzywdy, sam się na niej kładąc. Podniosłem ją lekko do góry, po czym wszedłem w nią całą swoją długością. Ruszałem się jak najszybciej potrafiłem. Jessica jęczała z rozkoszy pode mną tak głośno, że pewnie na dole ją słyszeli. Ale ja…ja nie czułem przyjemności. Cały czas myślałem o Lou, żałowałem, że to nie jego właśnie posuwam. Nagle przestałem i położyłem się obok.

~~~~

- Co jest Harry?
- Nie mogę. Zaraz 'wróć', ja po prostu nie chcę.
- Jesteś gejem jak Malik?
- Zayn jest gejem!?
- Tak. Rozumiem cię, nie powiem nikomu. Ale tak szczerze to i tak jesteście seksowi, nawet jako pedały.
- Dzięki.

Jessica ubrała się i wyszła. Ja po przemyśleniu kilku spraw zrobiłem to samo.


   *Louis*

Stałem sobie w tłumie, gdy zobaczyłem schodzącą z góry Jessi i po 10 minutach Harrego. Wiedziałem co się miedzy nimi zdarzyło i zrobiło mi się cholernie przykro. Hazz wyszedł na dwór, a ja poszedłem za nim.

Palił. Łzy napłynęły mi do oczu, ale nie dałem się:

- Przeleciałeś ją? – spytałem lekko łamiącym się głosem.

Wyrzucił fajkę, obrócił się do mnie, złapał mnie za ręce, spojrzał mi prosto w oczy, z których już niestety leciały łzy. Wytarł je i przysunął się trochę bliżej. Byłem zdziwiony, nie wiedziałem co chce zrobić i co zaraz mi powie, ale po tym co usłyszałem miałem wrażenie, że moje serce przestało bić – Kocham cię Louis.



Inf. od autorki: Ten rozdział jakoś wyjątkowo mi się podoba, mam nadzieję, że wam też. Enjoy :)

sobota, 15 czerwca 2013

Rozdział 9




   *Louis*

Wyszliśmy ze szkoły z zamiarem wstąpienia do domu Harrego, gdzie miałem nauczyć go na sprawdzian z historii.

- Hazz dlaczego się mu postawiłeś, oni teraz…
- Nie obchodzi mnie to – mruknął Harry.
- Nie rozumiem, możesz przez to stracić wszystko na co tak długo pracowałeś i to dla mnie, przecież nie wart…

Nie zdążyłem dokończyć bo loczek odwrócił się do mnie, złapał za ramiona tak, że nie mogłem się ruszyć, po czym spojrzał mi głęboko w oczy:

- Zrozum to Louis, warto! Jesteś wyjątkowy okey?

Przytuliłem go tak mocno jak tylko potrafiłem – okey Hazzuś – powiedziałem prosto w zagłębienie jego szyj.

~~

Weszliśmy do niego. Na kanapie w salonie siedziała mama i siostra Hazzy.

- Cześć – krzyknął im, zdejmując buty – Przyszedłem z Louisem, będziemy się uczyć na górze.
- Dobrze Harry, postaramy się nie przeszkadzać – uśmiechnęła się jego mama.

Jego pokuj był inny od mojego, mój był bardziej…hmm, gejowski. A u loczka było dosyć ciemno i można by powiedzieć, że to pomieszczenia pasowało do jego charakteru, oczywiście zanim dokładniej go poznałem.

Grzecznie usiedliśmy na łóżku i zaczęliśmy się uczyć na sprawdzian. Tłumaczyłem mu cały materiał i wydawało mi się, że naprawdę zaczyna to wszystko rozumieć.

- Curly przestań mnie prowokować!
- Przecież nic nie robię – uśmiechnął się Harry.
- Tak? To trzymaj łapki przy sobie.
- Oj Louie, nie przesadzaj. Nie wmówisz mi, że byś nie chciał – wymruczał mi prosto do ucha loczek, którego ręka spoczywała właśnie na moim udzie.
- Tego nie powiedziałem, ale został nam ostatni rozdział. Jak będziesz się grzecznie uczyć to dostaniesz nagrodę kotku.

Harry ustąpił. Skończyliśmy naszą pracę, gdy do pokoju wparowała Gemma – Harry wychodzę na noc do chłopaka, a mama jedzie do pracy, będzie nad ranem. Nie zdemoluj domu – powiedziała wychodząc. Z dołu usłyszeliśmy jeszcze jego mamę – Pa pa chłopcy, miłej nauki – słychać było ruszający z podjazdu samochód, po czym Harold się na mnie rzucił. Wszystkie książki spadły na ziemię a ja wiłem się pod nim siedzącym na moich biodrach.

~~~~

- Spokojnie, nigdzie ci nie ucieknę – zaśmiałem się.
- Wiem, ale tak bardzo cię pragnę Louis.

Na te słowa zrobiło mi się gorąco, a nasze wargi złączyły się. Wymienialiśmy dzikie pocałunki, a nasze języki plątały się miedzy sobą co było niesamowicie namiętne. Harry ściągnął moją koszulkę i spodnie z taką szybkością, że ledwo zwróciłem na to uwagę. Zrobiłem to samo z jego ubraniem i przełożyłem go tak, że teraz ja siedziałem na nim, osunąłem się niżej w taki sposób, że jego erekcja znajdowała się tuż przed moją twarzą. Ściągnąłem mu bokserki do połowy ud, po czym wziąłem w rękę jego penis i zacząłem wykonywać systematyczne ruchy. Gdy przyśpieszyłem Harry wił się pode mną, jęczał i z moim imieniem na ustach doszedł. Jego nasienie zostało na mojej ręce i brzuchu Hazzy, więc zaproponowałem wspólny prysznic. Weszliśmy do łazienki znajdującej się w pokoju loczka.

- I jakie to uczucie kiedy sperma spływa z torsu?
- Ha ha ha, bardzo zabawne. Wolałbym żeby była twoja.

Uśmiechnął się po czym weszliśmy pod prysznic. Wszedłem pierwszy a Hazz wszedł za mną. Oblałem się wodą, a potem przemyłem mu brzuch jeżdżąc po nim delikatnie palcami.

- Louie to smyra – powiedział Harry łapiąc mnie w pasie i przyciskając do ściany.
- Nigdy nie myślałem, że „zły” Harold Styles będzie mnie przypierał do ściany z powodu niedosycenia seksualnego… - zachichotałem – jeszcze ci mało kotku?
- Bo ja nie jestem zły – zaśmiał się loczek – Ciebie? Zawsze mało.

Po tych słowach Hazz zaczął mnie całować. Najpierw usta, szczęka, schodząc po szyi zasysają moją delikatną skórę robił małe malinki. Wracając do ust ujął w rękę  mojego penisa, na co cicho w nie jęknąłem. Zaczął schodzić do parteru, już klęczał przede mną, gdy musiałem się wtrącić:

- Curly wiesz jeśli nie chcesz to nie musi…

Nie zdążyłem dokończyć, Harry wepchnął w siebie mojego kolegę tak głęboko, że odbił się on o tylną ściankę jego gardła. Loczek spojrzał mi prosto w oczy, kontynuując to co zaczął - Jesteś jak rasowa dziwka Styles! - Wyjęczałem wplatając ręce w jego włosy nadając mu odpowiednie dla mnie tępo – Ahh, Harry, ja pier…HARRY! – tym razem to ja doszedłem z jego imieniem na ustach.

- Jesteś całkiem smaczny – uśmiechnął się Hazz.
- A ty jesteś niesamowity słoneczko – pocałowałem go.

~~~~

Wyszliśmy z pod prysznica i ubraliśmy się, a tak właściwie to Harry został w bokserkach. Było już koło 22:00, wiec musiałem wracać do domu. Pożegnałem się z loczkiem całując go czule na dobranoc.

- Pa kochanie.
- Pa pa Louie.

   *Harry*

Gdy tylko Louis wyszedł sprawdziłem swój telefon, okazało się, że Jessica urządza domówkę w ten weekend.

From: Harry xx.
  Hej Lou, dostałeś zaproszenie do Jessicy?

From: Louis x.
  Tak i wyobraź sobie moje zdziwienie.

From: Harry xx.
  Idziemy na tą imprezę?

From: Louis x.
  Jasne będzie fajnie :*

From: Harry xx.
  Jasne. Dobranoc Louie :)

From: Louis x.
  Miłych snów Curly.



Inf. od autorki: Kolejny rozdział można by powiedzieć, że wstawiony z powodu moich urodzin (nie pogardzę życzeniami xD). Po kolejnym wstawię jeszcze dodatkową notatkę dotyczącą opowiadania, więc radzę ją przeczytać :) Enjoy!

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Rozdział 8




   *Harry*

Przebudziłem się nad ranem, to nie był mój pokój, leżałem w bokserkach zamiast nago. Co jest? Otrząsnąłem się dopiero gdy zauważyłem, że obok mnie leży Louis. Wyglądał niesamowicie słodko. Odgarnąłem kosmyk włosów z jego twarzy i przejechałem po niej palcem od skroni do ust, delikatnie wyznaczając ich kontur.

- Dzień dobry kociaku – wymamrotał ziewając Louie.
- Cześć, przepraszam, nie chciałem cię obudzić.
- Nie ma za co, z resztą to było bardzo miłe powitanie…szkoda jednak, że jest dopiero 6 rano – kontynuował Lou po spojrzeniu na zegarek.
- Muszę iść do domu po ciuchy i książki.
- Rozumiem…wiesz Harry, już prawie nie boli mnie noga…
- Poleżałeś zaledwie 2 dni. Nigdzie nie idziesz.
- Hazz, proszeeee… - Tommo spojrzał na mnie maślanymi oczkami, po czym lekko mnie pocałował.
- Dobrze, ale jeśli coś ci się stanie…
- Będę ostrożny.

Drzwi od pokoju nagle się otworzyły, a przez nie weszła babcia Lou. Gwałtownie się od siebie odsunęliśmy i na moje szczęści, choć właściwie można by powiedzieć nieszczęście zdążyłem zejść z łóżka.

- Witajcie chłopcy, zrobiłam wam śniadanie. Harold twoja mam tu była i przyniosła ci rzeczy. Choć widziałam, że nie była do końca pewna czy naprawdę tu jesteś.
- Naprawdę? Dziękuję – podszedłem i odebrałem torbę.

Babcia Tommo już wychodziła, kiedy usłyszeliśmy jej głos.

- Haroldzie?
- Tak proszę pani?
- Ubierz się i następnym razem bądźcie ciszej i dajcie mi zasnąć.
- Dobrze – odpowiedziałem, a ona wyszła.


- Boże….
- Nie przejmuj się Curly, ona nikomu nie powie.
- To wiem.
- Więc o co chodzi?
- Stałem przed nią w samych bokserkach! Dzięki, że mnie wczoraj ubrałeś.
- Nie ma za co, teraz w zamian choć tu i weź ze sobą śniadanie.

Zabrałem tacę z jajecznicą i kawą, która leżała na biurku, po czym razem z nią usiadłem koło Louisa na łóżku. Nagle zabrał mi ją z przed nosa i powiedział, że albo on mnie nakarmi albo nie będę jadł. Zgodziłem się oczywiście.

Wyszliśmy do szkoły, tuż przed budynkiem Lou przyśpieszył.

- Poczekaj na mnie Louis…
- Może lepiej będzie jak nie wejdziemy razem.
- Nie robi mi to różnicy marcheweczko – powiedziałem, a on się uśmiechnął – no taki uśmiechnięty wyglądasz ładniej.
- Okey, ale bez przesady, nie chcę żebyś miał przeze mnie problemy.

Weszliśmy do szkoły. Tommo usiadł pod klasą, a ja stanąłem z chłopakami. Nie było w pobliżu żadnego nauczyciela, więc chcieliśmy zapalić. Spojrzałem na mojego kochanka – ahh, jak to ładnie brzmi. Przytaknął, że mogę, więc zapaliłem.

- Patrz Hazz idzie Jessica – powiedział Malik ruszając znacząco brwiami.

Taa…Wiem, że jest mną zainteresowana. Znaczy ona spała już chyba z każdym w budzie, a teraz na cel wzięła sobie mnie. Zwykła tapeta ubierająca się tak żeby każdemu stawał na jej widok. Ale nie mi, ona mnie nie kręci, już bardziej Louis siedzący naprzeciwko mnie bardziej podnieca. To nie jest normalne, ale co tam.

- Cześć Hazzuś – powiedziała przejeżdżając ręką po moim torsie, i ruszyła w stronę toalet zapewne z zamiarem poprawienia tej swojej „gładzi szpachlowej”, którą ma na twarzy.
- Hej – rzuciłem od niechcenia.

Chłopaki zaczęli o czymś gadać, a ja nie zwracając uwagi na wychodzące z ich ust słowa gapiłem się na Louisa. Wiem co z nim robiłem, wiem, że przy nim czuję się inaczej, ale nie wiem jednego. Czy chciałbym z nim być? Czy jestem gejem? Skoro nie ruszają mnie dziewczyny odkąd go spotkałem to chyba mogę wykluczyć bycie bi. Jestem Louiso-seksualny, tak to dobre określenie jak na ten moment.

Zabrzmiał dzwonek na co wszyscy wraz z nauczycielem weszli do klasy. Zayn zmierzał w kierunku mojej ławki, gdy nagle puste miejsce zostało zajęte przez Lou.

- Masz jakiś problem Tomlinson? To moje miej…
- Panie Malik proszę usiąść, jeśli pan nie zauważył to zaczęła się lekcja – powiedział nauczyciel.

Wkurzony Zayn zajął ławkę za nami. Lekcja minęła spokojnie, może oprócz miziania mnie po nodze przez Lou, co oczywiście wzbudzało we mnie niewiarygodne emocje.

Reszta dnia była ok, na historii pan Johnson pochwalił Louisa za nauczenie mnie czegoś oraz mnie za dobrą ocenę z ostatnie pracy. Ja oczywiście także byłem wdzięczny Tommo za wszystkie ‘lekcje’. Z resztą zaproponowałem żebyśmy dziś zrobili sobie kolejną.

Wyszliśmy z klasy, Lou powiedział, że musi skoczyć jeszcze do trenera, więc ja poszedłem do szatni po nasze rzeczy.


   *Louis*

Udałem się do trenera i przekazałem mu, że z moją nogą już prawie dobrze i, że przyjdę na następny trening. Wyszedłem od niego w spokoju, gdy stało się to czego obawiałem się przez cały dzień.

- No i co Tomlinson, jak tam nóżka? – syknął Malik.
- Dobrze, zobaczymy się na następnym meczu – powiedziałem starając się nie okazywać strachu jaki mnie ogarnął.
- Mam ci przywalić mocniej?
- Nie dziękuję, obejdzie się.

Nagle Mike i któryś z pachołów Zayna, który nie mam pojęcia jak się nazywał bo raczej średnio mnie to interesowało, złapał mnie. Na szczęście w tym samym momencie wszedł Harry.

- No znalazł się nasz miłośnik kutasów! – krzyknął Zayn.
- Nie wiem o co ci chodzi Malik, ale zostaw Louisa w spokoju.
- Widzę, że bronisz swojego pedałka.
- Nie jesteś lepszy Malik! – musiałem się wtrącić i już miałem tego pożałować, ale Hazz złapał rękę Zayna.
- Tak? To sam mu przywal!
- Nie zrobię tego Zayn. Przykro mi.

Harry podszedł i zabrał mnie chłopakom, którzy byli zdezorientowani bo nie wiedzieli czy dorwać Hazze czy nie, bo jeszcze nie dawno był ich przywódcą. Właśnie, czyżby jednak zostawił dla mnie to wszystko co miał…


Inf. od autorki: Ten rozdział moim zdaniem jest nudny, ale następny będzie zdecydowanie ciekawszy. Przepraszam także za tak długą przerwę w dodawaniu rozdziałów, ale jakoś nie miałam na to czasu, no ale jest. Enjoy ;*

wtorek, 4 czerwca 2013

Rozdział 7




! Sceny +18 będą oznaczane w ten sposób ~~~~. Nie chcesz, nie czytaj. !


   *Louis*

Powoli przebudzając się otworzyłem oczy. Spojrzałem na zegarek, 11:15. Co? Czemu nie jestem w szkole? Już chciałem wyskoczyć z łóżka, ale ból nogi mi na to nie pozwolił. Moją uwagę przyciągnęła karteczka leżąca na biurku. Jakoś ‘doczołgałem’ się do niego i przeczytałem treść liściku. Mimowolnie się uśmiechnąłem. Z resztą zawsze tak mam myśląc o nim. Po przeczytaniu wiadomości od loczka wszystko mi się przypomniało. No to trzeba czekać pomyślałem i zacząłem zajmować się sobą.


   *Harry*

Wyszedłem z klasy na przerwę przed ostatnią lekcją. Cały dzień nie rozmawiałem z Zaynem, ale wiedziałem, że to nie potrwa długo:

- Hej Hazz. Brałeś coś? Bo jesteś strasznie nieobecny – mówił idący w moim kierunku Malik.
- Nie, po prostu myślę.
- A jak tam Tomlinson? Złamałem mu chociaż nogę? Bo widzę, że go nie ma – uśmiechnął się Zayn.
- Nie. Wszystko jest ok.
- To czemu nie przylazł do szkoły?
- A czemu tak nagle chcesz o nim gadać? - rzuciłem chamskim tonem.
- Dobra już nie wypytuje, o niego i tak nie warto.

Wkurwił mnie. Niestety trzeba było iść na lekcje, więc nie przywaliłem mu. Znaczy gdy odchodziłem dostał tylko „lekko” ramieniem, ale powiedzmy, że to przez przypadek.

Ostatnia była matma. Tuż po dzwonku jak głupi poleciałem do szatni. Chłopaki nie zdążyli nawet zamienić ze mną słowa. I dobrze, nie chciałem z nimi rozmawiać.

Wpadłem do domu, odłożyłem plecak i już chciałem wyjść gdy zatrzymała mnie mama:

- Gdzie idziesz Harry? – powiedziała takim tonem jakbym o 23 uciekał z domu.
- Wychodzę… - już zrobiłem krok w stronę drzwi, ale…
- Haroldzie!
- Proszę cię nie mów tak do mnie.
- Odpowiedz mi dokąd wychodzisz.
- Do Louis, ma problem z nogą i obiecałem, że przyjdę.
- Od kiedy ty dotrzymujesz obietnic Harry?
- A jednak czasem dotrzymuje. Muszę już iść, pa.

Powiedziałem i wyszedłem z domu. Ruszyłem do Louisa. Byłem już przed jego drzwiami, które nagle zostały otworzone.

- Witaj Haroldzie. LouLou czeka na ciebie na górze.
- Dzień dobry pani. Dobrze.
- Weźmiesz dla niego herbatę, stoi w kuchni?
- Oczywiście.

Zabrałem ze sobą napoje i ruszyłem na górę.

- LouLou przyniosłam ci herbatkę – powiedziałem najbardziej kobiecym głosem jak tylko umiałem.
- Babciu, nie trzeba… - już zaczął mówić, kiedy wszedłem – Harry!
- Tak bardzo cieszy cię moja obecność księżniczko? – uśmiechnąłem się.

Odłożyłem picie na biurko i usiadłem na skraju łóżka - Tęskniłem – powiedział Lou spuszczając głowę w dół. Podniosłem jego podbródek i spojrzałem mu prosto w oczy.

- Ulubiona potrawa? – po tym pytaniu oboje zaczęliśmy się śmiać.
- Marchewki.
- To słodkie. Moja marcheweczka.
- Wiem, co chciałbyś teraz…

Nie zdążył dokończyć. Tak delikatnie jak tylko potrafiłem przyłożyłem swoje usta do jego. Trochę się bałem co zrobi. A on jak gdyby nigdy nic oddał pocałunek. Przysunąłem się do niego, poczułem jego ręce na swoich biodrach. Z chwili na chwile byliśmy coraz bliżej siebie.

~~~~

Usiadłem na nim, ale Louis przyciągał mnie jeszcze bliżej tak, że prawie stykaliśmy się biodrami. Oderwałem się od niego na chwile:

- Lou ja nie jestem pewien czy…
- Nie zrobię nic wbrew twojej woli, obiecuję.

Uległem, zaufałem mu. Oddawałem każdy pocałunek. Poczułem jego język na mojej dolnej wardze proszący o wdarcie do moich ust. Pozwoliłem mu, lekko je rozchylając. Jego język najpierw delikatnie jeździł po moim podniebieniu, lecz po chwili toczyliśmy zaciętą walkę o dominację. Miałem wrażenie, że zaraz rozedrą mi się bokserki z powodu bardzo dużej wypukłości w nich. Louis jakby czytał mi w myślach, pomimo swojej bolącej nogi obrócił mnie tak, że leżałem obok niego, ale to on dominował. Z reszta to nie dziwne, ja nie byłem przecież zbytnio doświadczony w takich sprawach, przynajmniej nie z facetami. Zaczął odpinać pasek od moich spodni, których już po chwili na sobie nie miałem. Jego koszulka równie szybko znalazła się na podłodze. Moja erekcja była naprawdę widoczna i myślałem tylko o tym aby Tommo mi ulżył.

Przejechał palcem po moim członku, na co lekko się wygiąłem. Spojrzał mi w oczy i znów zaczęliśmy się całować. Nie miałem już na sobie nic, Louis złapał mojego penisa w rękę i robił systematyczne ruch w górę i w dół. Jęknąłem mu prosto w usta, na co przyspieszył. Było mi tak dobrze, kiedy on nagle przestał.

- Louie!
- Chciałbyś czegoś więcej Curly?
- Tak.
- Jesteś pewien?
-  Jestem pewien – spojrzałem na niego, miał minę jakbym chciał go wykorzystać – i obiecuję, że potem nie ucieknę.

Już nic więcej nie powiedział, zniżył się i złapał mojego kolegę w rękę. Poczułem jego ciepły i delikatny język na główce mojego penisa. Louis jeździł po nim dokładnie, co doprowadzało mnie do szału – Nie baw się tak ze mną! – podziałało. Spojrzałem w dół, widok mojego znikającego członka w ustach Lou był tak cholernie podniecający. Równie jak uczucie obijania go o tylną ściankę jego gardła.

Wiedziałem, że już długo nie wytrzymam i on tez to czuł, dlatego przyśpieszył – Ahh…Louis…ja, nie…nie mogę – jęczałem i byłem prawie pewny, że babcia Lou to słyszała, ale tym momencie miałem to gdzieś – o ja pierdole…Louis! – wytrysnąłem prosto do jego gardła, a on tak po prostu to połknął. Przykrył nas kołdrą i tym razem ja zdyszany w szoku poorgazmowym, prawie całkiem nagi, bo Lou założył mi bokserki wtuliłem się w jego tors.

~~~~

- Dziękuję Louis, jesteś zajebisty!
- Nie ma za co Hazz.
- Chyba się zakochałem.
- Naprawdę? Malik aż tak cię zauroczył?
- Bardzo śmieszne. W tobie marcheweczko, w tobie…



Inf. od autorki: W końcu jakaś ciekawsza scena, mam nadzieje, że rozdział się wam podoba :) Chciałabym serdecznie pozdrowić moja panią od matematyki, która zabrała mi zeszyt z inną całkiem 'interesującą' sceną.

niedziela, 2 czerwca 2013

Rozdział 6




Schyliłem się żeby pomóc Lou wstać, ale ten nie mógł się ruszyć:

- Złap mnie za szyję – powiedziałem spokojnym, ale stanowczym tonem.
- Harry nie trzeba, dam sobie radę…
- Złap – mnie – za – szyję – Tomlinson!

Louis wykonał moje polecenie i z nim na rękach ruszyłem do szatni. Posadziłem go na ławce, trener przyniósł tylko żel łagodzący i bandaż, po czym ruszył do chłopaków na boisko. Wziąłem trochę go trochę na palce i zacząłem smarować miejsce, w które kopnął Malik.

- Aaa…zimne!
- Nie przesadzaj księżniczko. Będzie dobrze, wyobraź sobie, że to lubrykant – powiedziałem uśmiechając się.
- Chciałbyś…
- No jasne.
- Zapamiętać na przyszłość. Styles woli lubrykant od gumek – powiedział, a ja się zarumieniłem.
- Myślisz, że ta wiedza kiedyś ci się przyda? – spytałem już trochę bardziej poważnie.
- To się okaże…
- Dobra, trzeba cię teraz zanieść do szpitala.

Podniosłem go i ruszyłem na autobus, a z niego do szpitala. Prześwietlili tam Louisa po czym stwierdzili, że jego noga nie jest złamana, ale poważnie obtłuczona i lepiej aby do końca tygodnia nie uczęszczał do szkoły. Dali mu coś dzięki czemu mógł jakoś chodzić, choć ja uparłem się, że wolę go zanieść.

Byliśmy już przed jego domem. Trzymałem Louisa pod ramię, żeby nie upadł. Chciałem go wprowadzić i iść, ale:

- Harry? – powiedział Lou z miną małego szczeniaczka.
- Tak Louie?
- Może chciałbyś zostać trochę dłużej?
- Ale ja…
- Powiedziałeś, że się mną zaopiekujesz.
- Tak powiedziałem. Dobrze księżniczko, zostanę.

Weszliśmy do środka, było tam ładnie, mały salonik i kuchnia po drugiej stronie.

- LouLou to ty? – do przedpokoju weszła zapewne babcia Louisa.
- Tak babciu.
- Co ci się stało w nogę?
- Jak widzisz po stroju, byłem na treningu i miałem mały „wypadek”. Harry pomógł mi dostać się do szpitala i do domu – wskazał na mnie Tommo.
- Haroldzie to ty?
- Dzień dobry pani – powiedziałem z uśmiechem.
- Harry skąd znasz moją babcie? – spytał ze zdziwieniem Louis.
- Wiesz moja mama przyjaźni się z wieloma osobami z tej okolicy.
- Dobrze chłopcy, idźcie na górę, nie będę wam przeszkadzać.

Weszliśmy do pokoju Lou, który znajdował się na piętrze. Tomlinson odłożył torbę i z lekką trudnością dostał się na łóżko.

- Co ona myśli, że będziemy robić?
- Wiesz moja kochana babunia ma różne teorie na temat mojej, jakby to powiedzieć seksualności.
- I nie myli się, prawda? – spytałem na co Louis zesztywniał.
- To chyba ja miałem ci zadawać pytania…
- Ale odpowiesz mi kiedyś?
- Tak. Jaki jest twój ulubiony kolor?
- Zielony, lubię koty, jak się denerwuje to pale i wbrew pozorom nie jestem taki jaki ludzie myślą, że jestem…
- Mój czerwony. Jak nazwałbyś kota? – pytał dalej Lou zupełnie ignorując resztę informacji.
- Darcy, tak mi się wydaje.
- Czy wiesz, że Zayn się w tobie kocha?
- Co!? Zwariowałeś?
- Nie. Taka jest prawda…ale nie musimy o tym rozmawiać.

Nastała chwila ciszy i trwała jeszcze dobre 5 minut. Nie umiem stwierdzić czy była ona niezręczna, bo fakt iż leżałem obok Louisa był…

- Powiedz mi coś szczerze Hazz…
- Co?
- Ale obiecaj, że to będzie naprawdę szczere.
- Obiecuję księżniczko – uśmiechnąłem się lekko.
- Co do mnie czujesz? – spytał smutnym tonem Louis, jakby wiedział, że odpowiedź go zrani.
- Ja…nie. Ahh, tak szczerze to jesteś dla mnie wyjątkowy, niesamowicie wesoły i…i nie potrafię teraz określić co konkretnie do ciebie czuję. Wiem, że gdy prze tobie jestem jest mi tak…dobrze. Przy tobie jestem inny, chce być inny, lepszy. Ale nie wiem czy potrafię ci to pokazać a co dopiero reszcie.

- Curly…
- Zapomnij.

Nagle Tommo wtulił się w moją klatę piersiową.

- Nikt się nie dowie.
- Ja…
- Nie będę rozpamiętywać tego co powiedziałeś. Możemy uznać, że po prostu głośno myślałeś.

Objąłem go w pasie i ułożyłem twarz na jego włosach – Dziękuję Louie – wyszeptałem i pocałowałem go w to samo miejsce, na którym przed chwilą spoczywała moja głowa.

Myślałem o wielu rzeczach. Minęło chyba ponad 30 minut. Nawet nie zauważyłem kiedy Louis zasnął. Wsunąłem się z jego uścisku. Znalazłem jakąś kartkę i długopis. Napisałem liścik, który zostawiłem na biurku i wyszedłem.

„ Musiałem iść do domu. Nie chciałem cię budzić, z resztą wyglądasz bardzo słodko jak śpisz. Nie idź jutro do szkoły, lekarz ci zabronił. Przyjdę do ciebie po lekcjach.
                                                                      
                                                                                              Twój Harry xx. ”



Inf. od autorki: Tym razem rozdział trochę krótszy od poprzednich, ale wydaje mi się, że nie jest aż taki zły. Miłość rozkwita <3