niedziela, 20 października 2013

Rozdział 21





- Lou… - po moich policzkach spływały kolejne łzy, aż do momentu gdy Louis się poruszył.
- Hazz? Co jest?
- Louis! Żyjesz! Możesz wstać? Jedziemy do domu!
- Harry spokojnie…
- Żadne spokojnie idziemy.

Podniosłem go i ruszyliśmy przed dom i zabierając komuś taksówkę z przed nosa pojechaliśmy prosto do domu Louisa.

~~~

Wprowadziłem go do pokoju i już miałem coś powiedzieć gdy nagle usłyszałem:

- Dziękuję, że mnie odprowadziłeś, ale myślę, że powinieneś już iść.
- Słucham!?
- Harry…
- Dlaczego taki jesteś? Dlaczego ostatnio tak mnie olewasz? Nie pozwalasz mi do siebie dotrzeć! Nie chcesz mi powiedzieć co ci się dzieje!
- Nie chcę cię martwić…
- Louis co ci jest do jasnej cholery!?
- Ja nie…
- Masz iść do lekarza!
- Harry ja już byłem u lekarza, cały czas chodzę!
- To co ci jest!?
- Mam raka, lekarz przeprowadza badania czy będę mógł mieć operację!

Stanąłem jak wryty. Już drugi raz tego wieczoru słone stróżki spływały po moich policzkach. Dowiedziałem się, że mogę stracić tego który stał się całym moim światem, tego którego pokochałem i tego, którego przekładałem ponad wszystko. Nie wiedziałem co w takiej chwili powinienem zrobić.

- Nie chciałem ci mówić, bo… - powiedział łamiącym się głosem Lou, ale ja nie dałem mu dokończyć.

Nagle ruszyłem w stronę drzwi i szybkim krokiem zacząłem kierować się do wyjścia, w oddali usłyszałem tylko „Harry!” oraz „Ałła” i już chciałem się wrócić, ale nie mogłem musiałem pobyć sam. Po wyjściu skierowałem się na stary most niedaleko od mojego domu.


   *Louis*

Tak po prostu wyszedł. Ale nie dziwię mu się. Nie chciałem mu mówić bo wiedziałem jak zareaguje i nie myliłem się, ale temu też się nie dziwię, sam przecież nie potrafię się pogodzić się z myślą, że mógłbym zostawić MOJEGO Harry’ego samego, chociaż czy teraz dalej jest mój?

Musiałem go znaleźć, ale bez sensu było by szukanie w ciemno, więc próbowałem się do niego dodzwonić, lecz na darmo. Po 30 minutach 20 połączeniach i 15 wiadomościach Harry w końcu odebrał ten pieprzony telefon.

- Hazz słońce, gdzie ty jesteś?
- Na moście – powiedział krótko Harry rozłączając się.
- Już jadę – dokończyłem, ale chyba nie zdążył tego usłyszeć.

Rzuciłem się w stronę drzwi chcą jak najszybciej się tam dostać…tylko pytanie gdzie? Po przeanalizowaniu faktów w trakcie szukania kluczyków od samochodu, wymyśliłem, że Harry jest na moście oddalonym jakiś kilometr od jego domu, bo to najbliższy most w okolicy a Hazz szedł pieszo.

Dojechałem tam w jakieś 10 minut, samochód zaparkowałem przy moście, a następnie po ogarnięciu wejścia na górę zacząłem się wdrapywać. Gdy już mi się udało zobaczyłem jakąś siedzącą postać. Harry. Płakał, zraniłem go, może nie z moje winy, ale i tak go zraniłem i było mi cholernie przykro. Podszedłem bliżej i klęknąłem przy nim.

- Harry…przepraszam.
- To…to nie-e twoja w-win-na – jąkał się Hazz próbując zaczerpnąć w między czasie powietrze i przestać płakać.
- Kotku, nie dałeś mi dokończyć…
- Hmm?
- Nie chciałem ci mówić, bo…cię kocham. Jesteś moim największym skarbem, wszystkim co jest dla mnie ważne, nie chcę cię opuszczać, naprawdę nie chcę, zrobię dla ciebie wszystko, ale wiesz, że to nie zależy ode mnie.
- Ja też nie chcę żebyś mnie zostawił, dzięki tobie się zmieniłem, odkryłeś we mnie na nowo wszystkie dobre cechy i nie poradziłbym sobie bez ciebie.
- Wszystko się jakoś ułoży Curly… - przysunąłem się bliżej przytrzymując go w uścisku.
- Przepraszam, ze uciekłem Lou.
- Nie szkodzi, rozumiem.
- Odwieziesz mnie do domu?
- Na pewno chcesz zostać sam?
- Myślę, że tak. Poza tym mamy jeszcze tydzień na wolnego, więc…
- Muszę chodzić na badania, ale po nich jestem cały twój.
- Będę chodzić z tobą!
- Nie.
- Co? Czemu?
- Nie kłuć się ze mną.
- Dobra, ale po badaniach…
- Jestem twój Harry, tylko twój. Dobra a teraz choć bo zamarzniesz mi tutaj.


Powiedziałem i oboje ruszyliśmy do samochodu, a następnie powoli odjechaliśmy do domu Hazzy.


   *Harry*

Nie potrafiłem zasnąć, martwiłem się, było koło 3 w nocy a ja nawet nie byłem zmęczony. Podniosłem telefon ze stolika nocnego i moją uwagę od razu przykuła wiadomości, której nie zauważyłem wcześniej, dostałem ją tuż po tym gdy Lou mnie odwiózł.

From: Louie x.  
  Kocham cię. Uważaj na sobie i nie rób nic głupiego, widzimy się jutro po 16:00 xx.





Inf. od autorki: Tak strasznie was przepraszam, ale nie miałam weny. Kompletne zero, ale mimo wszystko zmotywowaliście mnie. Komentarze, które czytałam dały mi do zrozumienia, że czekacie na dalszą część, a blog naprawdę się wam podoba, no i musiałam wstawić rozdział. Kocham was <3 Enjoy xx.