niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział 22




   *Harry*

Pierwsza myśl zadzwonić do Louisa. Wykręciłem numer i czekałem aż odbierze.

- Hallo?
- Obudziłem cię?
- Nie, nie mogę spać.
- To tak jak ja. Dziękuję, że się o mnie martwisz.
- Aaa, sms. Nie darowałbym sobie gdyby coś ci się stało.
- Puki co czuję się dobrze.
- To dobrze…tęsknie.
- Louehh rozstaliśmy się zaledwie pół godziny temu.
- 45 minut! I już tęsknię.
- Louie?
- Tak?
- Zaśpiewasz mi na dobranoc?
- Ymm, ja…amm…
- Proszeeee…
- No dobra – odchrząknął i zaczął:

Your hand fits in mine like it's made just for me
But bear this in mind it was meant to be.
And I'm joining up the dots with the freckles on your cheeks.
And it all makes sense to me.

- Wiesz, że kocham twój głos?
- Wiem, ale to miało być na dobranoc, więc idź już spać, zobaczymy się jutro?
- O której?
- Będę u ciebie o 16:30, ok?
- Jasne, dobranoc Lou.
- Branoc Hazz.



   *Louis*

Ostatni tydzień tych pieprzonych badań i okaże się czy będą mogli uratować mnie czy nie. Życie jest chujowe, jak już zaczyna mi się układać to coś musi zaprzepaścić to szczęście…a może tak miało być?

~~~

- Witaj Louis!
- Dzień dobry proszę pani, jest Harry?
- Tak, na górze. Harry! A i mów mi Anne – kobieta uśmiechnęła się do mnie.
- Dobrze – odwzajemniłem uśmiech.
- Lou!!! – biegnący w moją stronę, niemal potykający się o własne nogi Hazz rzucił mi się na szyję.
- Cześć Curly.
- Aww, jak słodko – rzuciła swoje Gemma.
- Zamknij się – odpowiedział jej żartobliwie Harry.

Poszliśmy do kuchni i zaczęło się przesłuchanie „Jak było?”, „Wiadomo już coś?”, „Co powiedział lekarz?”, „Jaka jest szansa?”. I co ja mogę mu odpowiedzieć, nie wiem Harry, nie mam pojęcia co ze mną będzie.
- Musisz mnie tak wypytywać, ja…ja naprawdę nie wiem – moje oczy lekko się zaszkliły.
- Przepraszam.
- Nie szkodzi, rozumiem, że chciałbyś już wiedzieć…ja też.

~
- Harry, jedziemy do sklepu, bądźcie grzeczni.
~

- Louis?
- Nawet nie musisz pytać.

Poszedłem pierwszy, a Harry tuż za mną. Wchodząc po schodach czułem jego oddech na karku. Wszedłem do pokoju i gdy tylko loczek przekroczył próg złapałem go za biodra i przyparłem do ściany, wpijając się w jego usta. Nasz pocałunek się pogłębił. Oderwaliśmy się od siebie by zaczerpnąć powietrza, ale ja nie dałem się znowu pocałować.

- Nie uważasz, że jest jakoś za słodko i za miło miedzy nami. Trzeba to jakoś zmienić…
- Trzeba – uśmiechnął się loczek.








Inf. od autorki: Krótki bo krótki, ale jest i mam nadzieje, że wam się podoba. Kolejny będzie dłuższy :) Wiem, że ostatnio nie wstawiam, ale jakoś wiecie brak weny. Nie za bardzo wiem co napisać, więc po prostu dzięki za cierpliwość, kocham was #Catss. Enjoy xx.

wtorek, 24 grudnia 2013

Wesołych Świąt!!




Jak tam święta u was? Prezenty już pod choinką, u mnie tak i o dziwo najwięcej jest dla mnie, musiałam być jakaś grzeczna >.< no chyba, że mikołaj lubi gejowskie pornole, ahh ta moja twórczość ;p No dobra ale zmierzając do sedna to dostaniecie taki mały prezencik ode mnie na święta, a właściwie pod koniec świąt, bo właśnie stwierdziłam, że napisze świątecznego one shota i wstawię go za kilka dni, no bo wiecie muszę znaleźć chwilkę czasu. Mam nadzieję, że podoba wam się ten pomysł i wesołych świąt dla wszystkich, kocham was #Catss <3

piątek, 6 grudnia 2013

One Shot |50 shades| Part 1





Uwaga: Występują sceny erotyczne sado-maso.




Louis Tomlinson.

Biznesmen prowadzący swoją bardzo dobrze prosperującą firmę, posiadający dużą posiadłość, w której znajduje się jeden niezwykły pokój. Za czarnymi drzwiami kryje się tajemnica, którą mogą poznać tylko nieliczni.


Zwykły dzień, Louis skończył dziś pracę wyjątkowo późno co skusiło go do pójścia w kierunku kawiarni, do której niegdyś przybywał co wieczór. Około godziny 18:30 znalazł się przed „Carmel”. Po otwarciu drzwi uderzyło w niego ciepło i zapach piżmu zmieszanego z wonią wanilii. Usiadł przy stoliku, który można było powiedzieć był jego stolikiem i zaczął rozglądać się po kawiarni. Nic się nie zmieniło, te same stoły, kanapy, krzesła, lada, zapach, atmosfera, nic się nie zmieniło powtórzył w myślach Louis. Nic oprócz chłopaka z burzą włosów na głowie, szmaragdowymi tęczówkami i dołeczkami w  policzkach, które były widoczne gdy tylko uśmiechał się do klientów. Był…piękny, ale i ostry, taki mały ideał. Był świetny na nowego uległego.



- Co podać? – zachrypnięty głos odbił się o moje uszy i zastał w głowie jeszcze przez chwile. Domyśliłem się do kogo należy, podniosłem głowę i spojrzałem chłopakowi w oczy.

- Frappe i ciastko cynamonowe.

- Oczywiście, już się robi.

Odpowiedział odchodzą, a z moich ust mimowolnie poleciał „mmm..”. Nie widziałem jego reakcji jednak wiedziałem, że się uśmiechnął.

Mimo tego, że pozornie patrzyłem w laptopa widziałem, że przyglądał mi się robiąc kawę. Wyjąłem kartkę, napisałem wiadomość i położyłem ją obok.

Po pięciu minutach przyszedł z moim zamówieniem, zauważył kartkę, wziął ją, rozwinął i przeczytał treść.

Jego ciało zdrętwiało, wyraz twarzy nie wróżył niczego dobrego, choć po chwili na jego ustach można było dostrzec prawie nie widoczny uśmiech.

„Chcesz poznać mój świat seksu?”

Odłożył ją i odszedł zbierać kolejne zamówienia. Będę czekał, ja zawsze dostaje to czego chce.

~~~

- Podać rachunek? – znów ten nieziemski głos przyprawiający o dreszcze.

- Poproszę.

Otrzymałem kwitek i wręczyłem lokatemu sumę dopiero po chwili zwracając uwagę na tekst po drugiej stronie.

„Kończę o 20, Harry xx”

Spojrzałem w prawo i utkwiłem w jego spojrzeniu. Przytaknąłem a następnie zająłem się swoimi sprawami.



Ludzie wychodzili, a w kawiarnia świeciła pustkami, siedzieli tu już tylko samotnicy, poeci i zbuntowane nastolatki, które nie chcą wracać do domu. Zatracony w pracy Louis nawet tego nie zauważał, nie zwrócił uwagi nawet na Harry’ego, do czasu aż poczuł  charakterystyczną woń piżmu i jabłek połączonych z perfumami Armani’ego.



- Jestem!

- Cieszę się, długo każesz na siebie czekać Harry…

- Styles.

- Miło mi Louis Tomlinson.

- Jesteś strasznie sztywny.

- Wydaje ci się, bo nie znasz mojej drugiej strony.

- Chętnie poznam.

Wstałem a Harry poszedł za mną. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w stronę mojego apartamentu.
Od czasu gdy tylko tam dojechaliśmy miał minę pod tytułem „WOW”.

Szedł grzecznie za mną, nie odzywając się nawet słowem. Wstąpiłem do mojego gabinetu po klucz a następnie przed tajemnicze czarne drzwi.

- Otworzysz je czy nie? – spytał gdy przez dłuższy czas stałem zamyślony.

- Musisz wiedzieć…

- O czym?

- Co tym cię tam czekam, musisz być świadomy. Zgadzasz się na różne rodzaje kar cielesnych, nie zagrażające oczywiście twojemu życiu, korki analne, dildo, bicze i tym podobne?

- Yyy…ja, dobrze zgadzam się.

- I jeszcze jedno, tam jesteś mój, jesteś moim uległym a ja jestem twoim panem, masz się do mnie zwracać w ten sposób, bo należysz do mnie. Zrobisz wszystko co ci powiem, nie będziesz kombinować, będziesz posłuszny.

- Rozumiem.

Z jego oczu nie dało się w tym momencie wyczytać niczego…czyżby się wahał?

- A jeśli chciałbyś przestać to powiedz po prostu…

- Nie. Nie będę, chcę wszystkiego co masz do zaoferowania – jeden kącik jego ust poszedł do góry a oczy skierowały się na mnie.



Tajemnicze drzwi zostały otwarte przed Harrym. Chłopak wcześniej zastanawiał się co może się za nimi kryć, ale tej opcji nie przewidział.  Ciemno czerwone, wręcz lekko bordowe ściany a jedna z nich pokryta wszelkiego rodzaju „zabawkami” i duże podwójne łóżko na środku.

Drzwi się zamknęły, a oni stali tam już nie jako Louis i Harry, tylko jako pan i jego uległy.



Louis po ściągnięciu marynarki, rozwiązaniu krawata i rozpięciu koszuli podszedł od tyłu do Harry’ego stojącego przy ścianie i wpatrującego się w przyrządy zawieszone na niej.

- Rozbierz się.

Rozkazał, a Harry bez słowa wykonał polecenie i po chwili stał przed nim zupełnie nagi.
Louis przyległ do jego pleców, tak, że młodszego przeszedł przyjemny dreszcz.

- A teraz wybierz sobie którąś – wyszeptał prosto do jego ucha.

Chwile to trwało, ale loczek dokonał wyboru, którym było średniej wielkości filetowe gumowe dildo.

- Połóż się na łóżku.

Kolejne polecenie, które wydał Louis zostało w mgnieniu oka wykonane, a on sam wziął ze sobą wybrany przez Harry’ego przedmiot, czarny skórzany pejcz i jagodowy lubrykant. Położył to wszystko na skraju łóżka, nachylił się nad nim i zawiązał Harremu oczy, następnie całując jego pełne, spragnione malinowe usta, które po chwili oddały pieszczotę.

Odsunął się, biorąc do ręki pejcz.

Pierwsze uderzenie, delikatne…Harry się wzdrygnął.

Drugie uderzenie, już trochę mocniejsze…cichy jęk.

Trzecie uderzenie, mocne ale w odpowiednie miejsce…głośny przeciągliwy jęk.

- Głośniej!

Wystarczyło jeszcze kilka razy przejechać pod delikatnej skórze Harry’ego aby krzyczał on z przyjemności na cały dom.

Louis rzucił pejcz za siebie i zaczął szykować kolejną rzecz.

- Panie, proszę…błagam!

- O co błagasz?

- Chodź mnie pieprzyć! Teraz! Już! Proszę!

- Jesteś pewien, że…

- Tak!

Louis nasmarowany już dokładnie lubrykantem wszedł na łóżko, nachylił się na Harrym i odwiązując mu oczy wszedł w niego całą swoją długością.
O to chodziło, w jego szmaragdowych tęczówkach była widoczna niezwykła przyjemność i pożądanie, ale po mimo tego Lou poruszał się bardzo powoli, specjalnie prowokując Harry’ego, którego ręce bez przerwy schodziły w dół do bioder Louisa.

Harry był już na skraju a Louis wciąż nie przyśpieszył tempa.

- Louis błagam cię, szybciej!

- Chyba zapomniałeś jak masz się do mnie zwracać. Wydaje mi się, że będę musiał cię za to ukarać – powiedział uśmiechając się do niego.

Starszy gwałtownie przyśpieszył, wchodził cały, z impetem, nie pytając młodszego o zdanie. W końcu po kilku ostatnich ostrych pchnięciach złączył ich ręce razem i oboje doszli w nieziemskiej ekstazie.


To była prawdziwa i zdecydowanie najlepsza definicja tego co Louis mógłby robić z Harrym codziennie. Namiętne ostre ruchy, zadrapania, ugryzienia i wspólne głośne krzyki.

- Myślałem, że nie wolno cię dotykać – powiedział Hazz do wtulonego w siebie Lou.

- Wyjątek.

- Ja pierdole, jesteś zajebisty – wtrącił po chwili ciszy.

- Wiem. Musisz iść.

- Co!?

- Pamiętaj, że tutaj ja rządze. Do zobaczenia.

Harry wyszedł zostawiając, blondyna samego sobie.


~~~ Dwa tygodnie później ~~~


Minęło tyle czasu a Harry nie potrafił zapomnieć o niebieskookim. Nie kontaktował się z nim, no bo nawet nie miał jak, co było całkiem logiczne, ale jeszcze bardziej dobijało Hazze.

Jak co dzień po zakończonych zajęciach na uniwersytecie miał się udać do pracy. Wyszedł na zewnątrz i zobaczył całkiem sporą grupkę dziewczyn.

- Boże co za PRZYSTOJNIAK!

- I do tego bogaty. Zobacz jaki samochód! Wow, a jakie ciuchy.

- Wygląda całkiem młodo, jak myślisz ile może mieć lat? Ciekawe czy wolny…

Dało się słyszeć wśród nich. Harry przepchał się przez tłum, a jego oczom ukazał się Louis w garniturze i ciemnych okularach stojący przed swoim mercedesem.

Styles nie zwracając uwagi na innych wyszedł na przód i momentalnie ucałował Lou, na co całe zgromadzenie zareagowało jednym wielkim „wow”.

- Witaj Harry – na słowa Tomlinsona wszyscy zdębieli.

- Witaj Louis.

- Jesteś wolny?

- Tak właściwie to…

- Dziś nie pracujesz, załatwiłem to bo…tęskniłem.

- …dla ciebie zawsze.

- Zapraszam – dodał otwierając młodszemu drzwi do samochodu.

- To co…

- Jedź!


Louis zdjął okular, uśmiechnął się i wcisnął pedał gazu.








Inf. od autorki: Tak jak obiecałam wstawiam dzisiaj One Shota, choć nie wiem czy to się jeszcze liczy do dzisiaj bo jest godzina 00:00 >.< To się nazywa talent. Co do opowiadania to cały czas staram się pisać dalej więc nie martwcie się. Na koniec chciałabym podziękować wszystkim jak to się nazywacie fanom [Mam fanów!!! Ja =(^.^)= <--- FANÓW!!! ;))], bo jest to naprawdę miłe zaskoczenie, że aż tak wam się podobają moje, yy...teksty i powalona wyobraźnia, KOCHAM WAS #Catss. Enjoy xx