niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział 22




   *Harry*

Pierwsza myśl zadzwonić do Louisa. Wykręciłem numer i czekałem aż odbierze.

- Hallo?
- Obudziłem cię?
- Nie, nie mogę spać.
- To tak jak ja. Dziękuję, że się o mnie martwisz.
- Aaa, sms. Nie darowałbym sobie gdyby coś ci się stało.
- Puki co czuję się dobrze.
- To dobrze…tęsknie.
- Louehh rozstaliśmy się zaledwie pół godziny temu.
- 45 minut! I już tęsknię.
- Louie?
- Tak?
- Zaśpiewasz mi na dobranoc?
- Ymm, ja…amm…
- Proszeeee…
- No dobra – odchrząknął i zaczął:

Your hand fits in mine like it's made just for me
But bear this in mind it was meant to be.
And I'm joining up the dots with the freckles on your cheeks.
And it all makes sense to me.

- Wiesz, że kocham twój głos?
- Wiem, ale to miało być na dobranoc, więc idź już spać, zobaczymy się jutro?
- O której?
- Będę u ciebie o 16:30, ok?
- Jasne, dobranoc Lou.
- Branoc Hazz.



   *Louis*

Ostatni tydzień tych pieprzonych badań i okaże się czy będą mogli uratować mnie czy nie. Życie jest chujowe, jak już zaczyna mi się układać to coś musi zaprzepaścić to szczęście…a może tak miało być?

~~~

- Witaj Louis!
- Dzień dobry proszę pani, jest Harry?
- Tak, na górze. Harry! A i mów mi Anne – kobieta uśmiechnęła się do mnie.
- Dobrze – odwzajemniłem uśmiech.
- Lou!!! – biegnący w moją stronę, niemal potykający się o własne nogi Hazz rzucił mi się na szyję.
- Cześć Curly.
- Aww, jak słodko – rzuciła swoje Gemma.
- Zamknij się – odpowiedział jej żartobliwie Harry.

Poszliśmy do kuchni i zaczęło się przesłuchanie „Jak było?”, „Wiadomo już coś?”, „Co powiedział lekarz?”, „Jaka jest szansa?”. I co ja mogę mu odpowiedzieć, nie wiem Harry, nie mam pojęcia co ze mną będzie.
- Musisz mnie tak wypytywać, ja…ja naprawdę nie wiem – moje oczy lekko się zaszkliły.
- Przepraszam.
- Nie szkodzi, rozumiem, że chciałbyś już wiedzieć…ja też.

~
- Harry, jedziemy do sklepu, bądźcie grzeczni.
~

- Louis?
- Nawet nie musisz pytać.

Poszedłem pierwszy, a Harry tuż za mną. Wchodząc po schodach czułem jego oddech na karku. Wszedłem do pokoju i gdy tylko loczek przekroczył próg złapałem go za biodra i przyparłem do ściany, wpijając się w jego usta. Nasz pocałunek się pogłębił. Oderwaliśmy się od siebie by zaczerpnąć powietrza, ale ja nie dałem się znowu pocałować.

- Nie uważasz, że jest jakoś za słodko i za miło miedzy nami. Trzeba to jakoś zmienić…
- Trzeba – uśmiechnął się loczek.








Inf. od autorki: Krótki bo krótki, ale jest i mam nadzieje, że wam się podoba. Kolejny będzie dłuższy :) Wiem, że ostatnio nie wstawiam, ale jakoś wiecie brak weny. Nie za bardzo wiem co napisać, więc po prostu dzięki za cierpliwość, kocham was #Catss. Enjoy xx.

wtorek, 24 grudnia 2013

Wesołych Świąt!!




Jak tam święta u was? Prezenty już pod choinką, u mnie tak i o dziwo najwięcej jest dla mnie, musiałam być jakaś grzeczna >.< no chyba, że mikołaj lubi gejowskie pornole, ahh ta moja twórczość ;p No dobra ale zmierzając do sedna to dostaniecie taki mały prezencik ode mnie na święta, a właściwie pod koniec świąt, bo właśnie stwierdziłam, że napisze świątecznego one shota i wstawię go za kilka dni, no bo wiecie muszę znaleźć chwilkę czasu. Mam nadzieję, że podoba wam się ten pomysł i wesołych świąt dla wszystkich, kocham was #Catss <3

piątek, 6 grudnia 2013

One Shot |50 shades| Part 1





Uwaga: Występują sceny erotyczne sado-maso.




Louis Tomlinson.

Biznesmen prowadzący swoją bardzo dobrze prosperującą firmę, posiadający dużą posiadłość, w której znajduje się jeden niezwykły pokój. Za czarnymi drzwiami kryje się tajemnica, którą mogą poznać tylko nieliczni.


Zwykły dzień, Louis skończył dziś pracę wyjątkowo późno co skusiło go do pójścia w kierunku kawiarni, do której niegdyś przybywał co wieczór. Około godziny 18:30 znalazł się przed „Carmel”. Po otwarciu drzwi uderzyło w niego ciepło i zapach piżmu zmieszanego z wonią wanilii. Usiadł przy stoliku, który można było powiedzieć był jego stolikiem i zaczął rozglądać się po kawiarni. Nic się nie zmieniło, te same stoły, kanapy, krzesła, lada, zapach, atmosfera, nic się nie zmieniło powtórzył w myślach Louis. Nic oprócz chłopaka z burzą włosów na głowie, szmaragdowymi tęczówkami i dołeczkami w  policzkach, które były widoczne gdy tylko uśmiechał się do klientów. Był…piękny, ale i ostry, taki mały ideał. Był świetny na nowego uległego.



- Co podać? – zachrypnięty głos odbił się o moje uszy i zastał w głowie jeszcze przez chwile. Domyśliłem się do kogo należy, podniosłem głowę i spojrzałem chłopakowi w oczy.

- Frappe i ciastko cynamonowe.

- Oczywiście, już się robi.

Odpowiedział odchodzą, a z moich ust mimowolnie poleciał „mmm..”. Nie widziałem jego reakcji jednak wiedziałem, że się uśmiechnął.

Mimo tego, że pozornie patrzyłem w laptopa widziałem, że przyglądał mi się robiąc kawę. Wyjąłem kartkę, napisałem wiadomość i położyłem ją obok.

Po pięciu minutach przyszedł z moim zamówieniem, zauważył kartkę, wziął ją, rozwinął i przeczytał treść.

Jego ciało zdrętwiało, wyraz twarzy nie wróżył niczego dobrego, choć po chwili na jego ustach można było dostrzec prawie nie widoczny uśmiech.

„Chcesz poznać mój świat seksu?”

Odłożył ją i odszedł zbierać kolejne zamówienia. Będę czekał, ja zawsze dostaje to czego chce.

~~~

- Podać rachunek? – znów ten nieziemski głos przyprawiający o dreszcze.

- Poproszę.

Otrzymałem kwitek i wręczyłem lokatemu sumę dopiero po chwili zwracając uwagę na tekst po drugiej stronie.

„Kończę o 20, Harry xx”

Spojrzałem w prawo i utkwiłem w jego spojrzeniu. Przytaknąłem a następnie zająłem się swoimi sprawami.



Ludzie wychodzili, a w kawiarnia świeciła pustkami, siedzieli tu już tylko samotnicy, poeci i zbuntowane nastolatki, które nie chcą wracać do domu. Zatracony w pracy Louis nawet tego nie zauważał, nie zwrócił uwagi nawet na Harry’ego, do czasu aż poczuł  charakterystyczną woń piżmu i jabłek połączonych z perfumami Armani’ego.



- Jestem!

- Cieszę się, długo każesz na siebie czekać Harry…

- Styles.

- Miło mi Louis Tomlinson.

- Jesteś strasznie sztywny.

- Wydaje ci się, bo nie znasz mojej drugiej strony.

- Chętnie poznam.

Wstałem a Harry poszedł za mną. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w stronę mojego apartamentu.
Od czasu gdy tylko tam dojechaliśmy miał minę pod tytułem „WOW”.

Szedł grzecznie za mną, nie odzywając się nawet słowem. Wstąpiłem do mojego gabinetu po klucz a następnie przed tajemnicze czarne drzwi.

- Otworzysz je czy nie? – spytał gdy przez dłuższy czas stałem zamyślony.

- Musisz wiedzieć…

- O czym?

- Co tym cię tam czekam, musisz być świadomy. Zgadzasz się na różne rodzaje kar cielesnych, nie zagrażające oczywiście twojemu życiu, korki analne, dildo, bicze i tym podobne?

- Yyy…ja, dobrze zgadzam się.

- I jeszcze jedno, tam jesteś mój, jesteś moim uległym a ja jestem twoim panem, masz się do mnie zwracać w ten sposób, bo należysz do mnie. Zrobisz wszystko co ci powiem, nie będziesz kombinować, będziesz posłuszny.

- Rozumiem.

Z jego oczu nie dało się w tym momencie wyczytać niczego…czyżby się wahał?

- A jeśli chciałbyś przestać to powiedz po prostu…

- Nie. Nie będę, chcę wszystkiego co masz do zaoferowania – jeden kącik jego ust poszedł do góry a oczy skierowały się na mnie.



Tajemnicze drzwi zostały otwarte przed Harrym. Chłopak wcześniej zastanawiał się co może się za nimi kryć, ale tej opcji nie przewidział.  Ciemno czerwone, wręcz lekko bordowe ściany a jedna z nich pokryta wszelkiego rodzaju „zabawkami” i duże podwójne łóżko na środku.

Drzwi się zamknęły, a oni stali tam już nie jako Louis i Harry, tylko jako pan i jego uległy.



Louis po ściągnięciu marynarki, rozwiązaniu krawata i rozpięciu koszuli podszedł od tyłu do Harry’ego stojącego przy ścianie i wpatrującego się w przyrządy zawieszone na niej.

- Rozbierz się.

Rozkazał, a Harry bez słowa wykonał polecenie i po chwili stał przed nim zupełnie nagi.
Louis przyległ do jego pleców, tak, że młodszego przeszedł przyjemny dreszcz.

- A teraz wybierz sobie którąś – wyszeptał prosto do jego ucha.

Chwile to trwało, ale loczek dokonał wyboru, którym było średniej wielkości filetowe gumowe dildo.

- Połóż się na łóżku.

Kolejne polecenie, które wydał Louis zostało w mgnieniu oka wykonane, a on sam wziął ze sobą wybrany przez Harry’ego przedmiot, czarny skórzany pejcz i jagodowy lubrykant. Położył to wszystko na skraju łóżka, nachylił się nad nim i zawiązał Harremu oczy, następnie całując jego pełne, spragnione malinowe usta, które po chwili oddały pieszczotę.

Odsunął się, biorąc do ręki pejcz.

Pierwsze uderzenie, delikatne…Harry się wzdrygnął.

Drugie uderzenie, już trochę mocniejsze…cichy jęk.

Trzecie uderzenie, mocne ale w odpowiednie miejsce…głośny przeciągliwy jęk.

- Głośniej!

Wystarczyło jeszcze kilka razy przejechać pod delikatnej skórze Harry’ego aby krzyczał on z przyjemności na cały dom.

Louis rzucił pejcz za siebie i zaczął szykować kolejną rzecz.

- Panie, proszę…błagam!

- O co błagasz?

- Chodź mnie pieprzyć! Teraz! Już! Proszę!

- Jesteś pewien, że…

- Tak!

Louis nasmarowany już dokładnie lubrykantem wszedł na łóżko, nachylił się na Harrym i odwiązując mu oczy wszedł w niego całą swoją długością.
O to chodziło, w jego szmaragdowych tęczówkach była widoczna niezwykła przyjemność i pożądanie, ale po mimo tego Lou poruszał się bardzo powoli, specjalnie prowokując Harry’ego, którego ręce bez przerwy schodziły w dół do bioder Louisa.

Harry był już na skraju a Louis wciąż nie przyśpieszył tempa.

- Louis błagam cię, szybciej!

- Chyba zapomniałeś jak masz się do mnie zwracać. Wydaje mi się, że będę musiał cię za to ukarać – powiedział uśmiechając się do niego.

Starszy gwałtownie przyśpieszył, wchodził cały, z impetem, nie pytając młodszego o zdanie. W końcu po kilku ostatnich ostrych pchnięciach złączył ich ręce razem i oboje doszli w nieziemskiej ekstazie.


To była prawdziwa i zdecydowanie najlepsza definicja tego co Louis mógłby robić z Harrym codziennie. Namiętne ostre ruchy, zadrapania, ugryzienia i wspólne głośne krzyki.

- Myślałem, że nie wolno cię dotykać – powiedział Hazz do wtulonego w siebie Lou.

- Wyjątek.

- Ja pierdole, jesteś zajebisty – wtrącił po chwili ciszy.

- Wiem. Musisz iść.

- Co!?

- Pamiętaj, że tutaj ja rządze. Do zobaczenia.

Harry wyszedł zostawiając, blondyna samego sobie.


~~~ Dwa tygodnie później ~~~


Minęło tyle czasu a Harry nie potrafił zapomnieć o niebieskookim. Nie kontaktował się z nim, no bo nawet nie miał jak, co było całkiem logiczne, ale jeszcze bardziej dobijało Hazze.

Jak co dzień po zakończonych zajęciach na uniwersytecie miał się udać do pracy. Wyszedł na zewnątrz i zobaczył całkiem sporą grupkę dziewczyn.

- Boże co za PRZYSTOJNIAK!

- I do tego bogaty. Zobacz jaki samochód! Wow, a jakie ciuchy.

- Wygląda całkiem młodo, jak myślisz ile może mieć lat? Ciekawe czy wolny…

Dało się słyszeć wśród nich. Harry przepchał się przez tłum, a jego oczom ukazał się Louis w garniturze i ciemnych okularach stojący przed swoim mercedesem.

Styles nie zwracając uwagi na innych wyszedł na przód i momentalnie ucałował Lou, na co całe zgromadzenie zareagowało jednym wielkim „wow”.

- Witaj Harry – na słowa Tomlinsona wszyscy zdębieli.

- Witaj Louis.

- Jesteś wolny?

- Tak właściwie to…

- Dziś nie pracujesz, załatwiłem to bo…tęskniłem.

- …dla ciebie zawsze.

- Zapraszam – dodał otwierając młodszemu drzwi do samochodu.

- To co…

- Jedź!


Louis zdjął okular, uśmiechnął się i wcisnął pedał gazu.








Inf. od autorki: Tak jak obiecałam wstawiam dzisiaj One Shota, choć nie wiem czy to się jeszcze liczy do dzisiaj bo jest godzina 00:00 >.< To się nazywa talent. Co do opowiadania to cały czas staram się pisać dalej więc nie martwcie się. Na koniec chciałabym podziękować wszystkim jak to się nazywacie fanom [Mam fanów!!! Ja =(^.^)= <--- FANÓW!!! ;))], bo jest to naprawdę miłe zaskoczenie, że aż tak wam się podobają moje, yy...teksty i powalona wyobraźnia, KOCHAM WAS #Catss. Enjoy xx

niedziela, 17 listopada 2013

Info ;)





No to czas na ogłoszenia parafialne >.< Od razu dla was wielkie SORRY za mój brak weny, naprawdę nie wiem co się ze mną dzieje, staram się napisać rozdział ale mi nie wychodzi, więc będziecie musieli na niego jeszcze poczekać. Ale mam też dobrą wiadomość, pojawi się kolejny One Shot tym razem zainspirowany książką 50 twarzy Greya, niestety nie czytałam jej, ale mam zamiar, więc będę się z grubsza inspirować tym opowiadaniem, które z reszta jest BOSKIE http://whogetwatevertheywant.tumblr.com/shades , więc mam nadzieje, że mój One Shot wyjdzie całkiem fajny, no to do następnego, dzięki wam wielkie za cierpliwość do mnie i enjoy xx.

niedziela, 20 października 2013

Rozdział 21





- Lou… - po moich policzkach spływały kolejne łzy, aż do momentu gdy Louis się poruszył.
- Hazz? Co jest?
- Louis! Żyjesz! Możesz wstać? Jedziemy do domu!
- Harry spokojnie…
- Żadne spokojnie idziemy.

Podniosłem go i ruszyliśmy przed dom i zabierając komuś taksówkę z przed nosa pojechaliśmy prosto do domu Louisa.

~~~

Wprowadziłem go do pokoju i już miałem coś powiedzieć gdy nagle usłyszałem:

- Dziękuję, że mnie odprowadziłeś, ale myślę, że powinieneś już iść.
- Słucham!?
- Harry…
- Dlaczego taki jesteś? Dlaczego ostatnio tak mnie olewasz? Nie pozwalasz mi do siebie dotrzeć! Nie chcesz mi powiedzieć co ci się dzieje!
- Nie chcę cię martwić…
- Louis co ci jest do jasnej cholery!?
- Ja nie…
- Masz iść do lekarza!
- Harry ja już byłem u lekarza, cały czas chodzę!
- To co ci jest!?
- Mam raka, lekarz przeprowadza badania czy będę mógł mieć operację!

Stanąłem jak wryty. Już drugi raz tego wieczoru słone stróżki spływały po moich policzkach. Dowiedziałem się, że mogę stracić tego który stał się całym moim światem, tego którego pokochałem i tego, którego przekładałem ponad wszystko. Nie wiedziałem co w takiej chwili powinienem zrobić.

- Nie chciałem ci mówić, bo… - powiedział łamiącym się głosem Lou, ale ja nie dałem mu dokończyć.

Nagle ruszyłem w stronę drzwi i szybkim krokiem zacząłem kierować się do wyjścia, w oddali usłyszałem tylko „Harry!” oraz „Ałła” i już chciałem się wrócić, ale nie mogłem musiałem pobyć sam. Po wyjściu skierowałem się na stary most niedaleko od mojego domu.


   *Louis*

Tak po prostu wyszedł. Ale nie dziwię mu się. Nie chciałem mu mówić bo wiedziałem jak zareaguje i nie myliłem się, ale temu też się nie dziwię, sam przecież nie potrafię się pogodzić się z myślą, że mógłbym zostawić MOJEGO Harry’ego samego, chociaż czy teraz dalej jest mój?

Musiałem go znaleźć, ale bez sensu było by szukanie w ciemno, więc próbowałem się do niego dodzwonić, lecz na darmo. Po 30 minutach 20 połączeniach i 15 wiadomościach Harry w końcu odebrał ten pieprzony telefon.

- Hazz słońce, gdzie ty jesteś?
- Na moście – powiedział krótko Harry rozłączając się.
- Już jadę – dokończyłem, ale chyba nie zdążył tego usłyszeć.

Rzuciłem się w stronę drzwi chcą jak najszybciej się tam dostać…tylko pytanie gdzie? Po przeanalizowaniu faktów w trakcie szukania kluczyków od samochodu, wymyśliłem, że Harry jest na moście oddalonym jakiś kilometr od jego domu, bo to najbliższy most w okolicy a Hazz szedł pieszo.

Dojechałem tam w jakieś 10 minut, samochód zaparkowałem przy moście, a następnie po ogarnięciu wejścia na górę zacząłem się wdrapywać. Gdy już mi się udało zobaczyłem jakąś siedzącą postać. Harry. Płakał, zraniłem go, może nie z moje winy, ale i tak go zraniłem i było mi cholernie przykro. Podszedłem bliżej i klęknąłem przy nim.

- Harry…przepraszam.
- To…to nie-e twoja w-win-na – jąkał się Hazz próbując zaczerpnąć w między czasie powietrze i przestać płakać.
- Kotku, nie dałeś mi dokończyć…
- Hmm?
- Nie chciałem ci mówić, bo…cię kocham. Jesteś moim największym skarbem, wszystkim co jest dla mnie ważne, nie chcę cię opuszczać, naprawdę nie chcę, zrobię dla ciebie wszystko, ale wiesz, że to nie zależy ode mnie.
- Ja też nie chcę żebyś mnie zostawił, dzięki tobie się zmieniłem, odkryłeś we mnie na nowo wszystkie dobre cechy i nie poradziłbym sobie bez ciebie.
- Wszystko się jakoś ułoży Curly… - przysunąłem się bliżej przytrzymując go w uścisku.
- Przepraszam, ze uciekłem Lou.
- Nie szkodzi, rozumiem.
- Odwieziesz mnie do domu?
- Na pewno chcesz zostać sam?
- Myślę, że tak. Poza tym mamy jeszcze tydzień na wolnego, więc…
- Muszę chodzić na badania, ale po nich jestem cały twój.
- Będę chodzić z tobą!
- Nie.
- Co? Czemu?
- Nie kłuć się ze mną.
- Dobra, ale po badaniach…
- Jestem twój Harry, tylko twój. Dobra a teraz choć bo zamarzniesz mi tutaj.


Powiedziałem i oboje ruszyliśmy do samochodu, a następnie powoli odjechaliśmy do domu Hazzy.


   *Harry*

Nie potrafiłem zasnąć, martwiłem się, było koło 3 w nocy a ja nawet nie byłem zmęczony. Podniosłem telefon ze stolika nocnego i moją uwagę od razu przykuła wiadomości, której nie zauważyłem wcześniej, dostałem ją tuż po tym gdy Lou mnie odwiózł.

From: Louie x.  
  Kocham cię. Uważaj na sobie i nie rób nic głupiego, widzimy się jutro po 16:00 xx.





Inf. od autorki: Tak strasznie was przepraszam, ale nie miałam weny. Kompletne zero, ale mimo wszystko zmotywowaliście mnie. Komentarze, które czytałam dały mi do zrozumienia, że czekacie na dalszą część, a blog naprawdę się wam podoba, no i musiałam wstawić rozdział. Kocham was <3 Enjoy xx.

wtorek, 17 września 2013

Info ;)




Notatka informacyjna


Tak, tak, w końcu dotarliśmy do końca 2 sezonu. Przed nami jeszcze jeden ;) Zacznie się jak napiszę już kilka rozdziałów na zapas. Mam nadzieję, że tym razem będzie to szybciej niż ostatnio. W ogóle nie wiem jak mogę jak wam dziękować, piszecie komentarze, czekacie na rozdziały, jest już <look w prawo> wyświetleń bloga, a jeśli ktoś chce mnie jeszcze więcej to zapraszam tu https://www.facebook.com/ZgonBoLarry?fref=ts /Carrot. Kocham was xx.

Rozdział 20





   *Harry*

Wszystko się jakoś do tej pory układało oprócz tego, że nic nie rozumiałem. Czemu Louis miał nagle przed mną jakieś tajemnice? Co to mogło być, że nie chciał mi tego powiedzieć od razu?

W drodze do szkoły nurtowały mnie te pytania. Wiem, że nie powinienem, ale zapaliłem. To strasznie stresujące wiedzieć, że twój chłopak ma przed tobą tajemnice. Styles stop! Zachowujesz się jak jakaś 13-latka. Spokojnie, przecież powiedział, że wszystko wyjaśni.

Już dochodziłem do szkoły gdy zobaczyłem przed nią Lou. Szczęśliwy jak nie wiem co ruszyłem w jego stronę szybszym krokiem, lecz moje szczęście nie trwało długo bo pod Lou nagle ugięły się kolana a on sam złapał się za brzuch. Przestraszyłem się więc tak jak szybko tylko potrafiłem znalazłem się koło niego.

- Louis! – krzyknąłem łapiąc go by nie upadł – Wszystko w porządku? Co się stało?
- Harry?
- Tak, Lou co ci jest!?
- Nie, nic wszystko jest okey.
- Jak to okey, przecież widziałem jak ty przed chwilą…
- Spokojnie – podniósł się do pionu Louis – chwilowy ból brzuch, każdy tak czasem ma.
- To nie wyglądało dobrze.
- Wszystko jest w porządku Hazz, chodź do szkoły – zakończył Louis delikatnie całują mnie  w usta, więc poszedłem za nim.

Obserwowałem Lou przez wszystkie lekcje i widziałem, że się męczy, ale nie chce mnie martwić. Rozmawialiśmy dużo i w miejscach, w których nikt nas nie widział całowaliśmy się, ale ja zbyt dobrze go znam i wiem, że bolał go ten pieprzony brzuch, a on nie chciał mi nic powiedzieć. I gdy po lekcjach znalazłem go w szatni prawie płaczącego z bólu nie wytrzymałem i zabierając go do siebie nawrzeszczałem na niego za to, że mnie okłamuje.

Gdy byliśmy już u mnie położyłem go na łóżku i przyniosłem herbatę.

- Dobra, przepraszam…
- Nie masz za co Curly.
- Nie powinienem na ciebie krzyczeć – dokończyłem.
- Może powinieneś…
- Nie! Znaczy ja po prostu denerwuję się tym, że nie wiem co ci się dzieję. Chciałbym się o ciebie troszczyć, ale ty nie dajesz mi szansy.
- To nie takie proste Hazz.
- To nie fair, powiedz mi w końcu o co chodzi!
- No bo…

Nie zdołał dokończyć Louis gdyż przerwał mu dźwięk sms-a, a co dziwne dwa dźwięki bo dostaliśmy wiadomości w tym samym czasie.

- Piszą, że będzie…
- Impreza – dokończył Lou.
- Tak, ta u kuzynów.
- Liama i Nialla – sprostował Louis.

Ostatnimi czasy całkiem się z nimi zżyliśmy, z reszta z Zaynem też i…

- Ale tym razem nie będzie tak jak u Jess, prawda? – zapytał Lou wyrywając mnie tym samym z rozmyśleń.
- Ty chcesz iść? Z tym czymś co ci się dzieje?
- Tak, przecież nic mi nie jest!
- Tym razem wiem, że cię kocham – odpowiedziałem na zadane wcześniej pytanie.
- Ja ciebie też kocie, ja ciebie też.

~~~


   *Louis*

Pomimo moich prób Harry postanowił nie wypuszczać mnie z domu, więc byłem skazany na siedzenie z nim aż do wieczornej imprezy noworocznej.

Mimo wszystko spędziliśmy ten czas miło, sprawdzając twittera, grając w gry i na koniec wybierając ciuchy. Ze mną był problem, ponieważ Harry jest wyższy ode mnie i większość jego ubrań nie pasowała, ale w ostateczności znaleźliśmy jakąś 'kreacje'.

Osobiście uważam, że wyglądałem dość zwyczajnie, do czarnych spodni, które miałem na sobie dobraliśmy koszulkę z rękawami do połowy ręki, biało-czarną z nadrukiem jakiegoś zespołu. Za to Harry, on wyglądał nieziemsko. Czarne rurki, czarny pasek i granatowa koszula w białe serduszka zapięta pod szyję a do tego ten układ włosów i jego zapach…ahh…trudno mi było się oprzeć.

Gdy byliśmy już do końca odpicowani i wybiła godzina 20:00 wyszliśmy z domu i wsiadając w taksówkę ruszyliśmy w stronę domu Nialla i Liama.

~~~

Impreza trwała, a my właśnie wchodziliśmy do środka. Dom był duży i pewnie dlatego chłopaki mogli sobie pozwolić na zaproszenie tylu osób, choć i tak jestem zdziwiony, że aż tyle ich przyszło, przecież oni są nowi w szkole!?


   *Harry*

Zostawiając Lou na trochę samego poszedłem się nieco wstawić, to nie tak, że zostawiłem go celowo, on sam stwierdził, że nie pije i, że spotkamy się później.

Po kilku kolejnych drinkach byłem gotów ruszyć na parkiet. A, że mam niezmierne szczęście Louis akurat tam był. Z lekkimi trudnościami dopchałem się do niego i zabierając go od jakiejś dziewczyny przylgnąłem do jego pleców delikatnie nas kołysząc.

- Ktoś może zobaczyć Hazz…
- Choć na górę.
- C-c-o? – zająkał się Lou.
- Ostatnio sprawdzałem moje uczucia bzykając Jess i wymyśliłem, że wolę ciebie, więc czas to spełnić.
- Ale…
- Choć skarbie – przygryzłem płatek jego ucha i pociągnąłem go za sobą na górę.

Gdy byliśmy już na piętrze wepchnąłem go do pierwszego lepszego z wolnych pokoi. Zamknęłam drzwi a zamek i rzucając się na niego zacząłem namiętnie go całować i pozbywać się kolejnych części garderoby.

~~~~

Rozebrałem Lou do naga sam zostając w spodniach. Oparł się o ścianę a ja od razu klęknąłem przed nim i zachłannie wziąłem w usta jego penisa w taki sposób, ze obił się on o tylną ściankę mojego gardła, na co Lou głośno zajęczał. Intensywnie się nic bawiłem. Lou już nie wytrzymywał, złapał mnie za włosy i nadawał jeszcze szybsze tempo, aż w końcu zaczął posuwać moje usta dochodząc z głośnym krzykiem rozkoszy na ustach.

Położyliśmy się na łóżku żeby chwilę odpocząć jednak ja zaraz wstałem i zacząłem się rozbierać i gdy stanąłem przed Lou zupełnie nagi wdziałem, że jest on gotowy do dalszej zabawy. Wskoczyłem powrotem na łóżko, przybrałem odpowiednią pozycję i pomerdałem zachęcająco tyłkiem.

- Bierz mnie Lou!
- Czasem potrafisz być tak niesamowicie ostry i seksowny, że nie jestem w stanie się tobą nacieszyć.

Powiedział Tommo i ustawił się za mną i klepiąc mnie w pośladek dodał tylko, że sam się prosiłem i wszedł we mnie całą swoją długością. Zabolało. Po policzkach pociekło mi kilka łez, ale za chwile czułem już tą niesamowita przyjemność, a biorąc pod uwagę to z jaką intensywnością wchodził we mnie Louis stwierdziłem, że jemu również się podoba – choćbym – pchnął we mnie mocniej Lou – nie wiem ile – kolejne pchnięcie – razy cię ruchał – i jeszcze jedno oraz mój kolejny przeciągły jęk – i tak będziesz tak cholernie ciasny – wyjęczał Louie dochodzą we mnie a następnie padają zmęczony na materac. Ja poszedłem do łazienki po chwili jednak wracając i kładąc się koło niego.

~~~~

Leżeliśmy tak nie wiem jak długo nie odzywając się do siebie, ale w ogóle nam to nie przeszkadzało. Każdy myślał nam swoimi sprawami. W moich przemyśleniach znalazło się również to jak dobrze mi było z Louisem i, że nie chcę się z nim nigdy rozstawać.

- Która godzina Hazz?
- Nie wiem… - Louis wstał i wyjrzał przez okno.
- Zaraz będzie nowy rok, wszyscy się zebrali.
- To choć.
- Idź Harry, ja zaraz do ciebie dołączę.

Zrobiłem to o co mnie prosił, wyszedłem i dołączyłem do ludzi na dworze. Zaczęło się odliczanie.

10…9…8…7…6…5…4

Odwróciłem się i zobaczyłem, że na podwórko wychodzi Louie. Uśmiechał się w taki czuły sposób, że chyba miałbym wyrzuty sumienia gdybym go teraz nie przytulił.

…3…2

Już szedłem w jego stronę gdy nagle jego wspaniały uśmiech zaczął znikać, a na jego ustach pojawiał się coraz większy grymas. W jego oczach stanęły łzy, tak jak wtedy w szatni tylko teraz ból był bardziej widoczny. W pewnym momencie zgiął się i powoli upadł na ziemie.

…1

Wszyscy zaczęli świętować, pić, krzyczeć, składać sobie życzenie. A ja jak najszybciej starałem się przepchać do Lou.


- Louis! Louis! – upadłem na kolana tuż obok i zacząłem nim trząść, ale nie było żadnej reakcji i właśnie wtedy do moich oczu napłynęła fala łez.







Inf. od autorki: Tak strasznie strasznie was przepraszam za tak długą przerwę, ale mam nadzieję, że warto było czekać ;) Przepisując ten rozdział słuchałam tej piosenki: http://www.youtube.com/watch?v=ogsbUiSY2TU#t=216 Normalnie Larry vs Modest ;) Enjoy xx.

wtorek, 3 września 2013

Info ;)



Hej, sorka wszystkim, ale ostatnio nie mam weny. Nie zawieszam bloga, ale rozdział nie pojawi się szybko. To zakończenie kolejnego sezonu i chciałbym żeby było dobre. Jak tylko będę miała więcej czasu to postaram się coś napisać :)

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Rozdział 19




Następnego dnia wróciliśmy z Harrym do domu. Mieliśmy jeszcze tydzień wolnego, ale nie widywaliśmy się z loczkiem, miałem kilka spraw do załatwienia. Za siedem godzin rozpoczynały się lekcje, a ja zamiast spać rozmyślałem na różnymi rzeczami. Zastanawiałem się nad tym co by było gdybym zostawił Harry'ego, w jakikolwiek sposób. Wiem, że jestem gotów zrobić wszystko żeby był szczęśliwy, ale chyba go zawiodę. On mnie kocha, a ja będę musiał go zostawić, jestem bezradny, nic nie mogę z tym zrobić.


   *Harry*

Stałem naprzeciwko klasy, w której za chwilę miałem mieć lekcje czekając na Louisa. Jeszcze nie przyszedł, co zaczynało mnie martwić. Nagle z innego korytarza wyszedł Zayn z chłopakami. Ku mojemu zaskoczeniu kazał im zaczekać i podszedł do mnie.

- Hej Hazz.
- Czego chcesz Malik?
- Spokojnie, przyszedłem się przywitać. Jak ci minęły święta?
- Yym…bardzo dobrze, a tobie?
- Całkiem nieźle. Gdzie jest Louis?
- Wow, użyłeś jego imienia a nie nazwiska. Oświeciło cię w te święta czy jak?
- Można tak powiedzieć.
- Aha. Nie wiem gdzie on jest – posmutniałem nagle.
- Na pewno niedługo przyjdzie, do zobaczenia Harry – powiedział Zayn odchodząc do chłopaków.

Nie mam pojęcia co mu się stało, ale nie miałem czasu się tym teraz zajmować, myślałem jedynie nad tym gdzie jest Louis. W końcu zabrzmiał dzwonek i wszyscy weszli do klasy, wszyscy oprócz Louisa, którego w dalszym ciągu nie było. Gdy już usiadłem zauważyłem, że przy tablicy stoją dwie osoby. Blondyni, jeden z jaśniejszymi włosami i niebieskimi oczami wydawał się być bardzo przyjazny, a gdy zobaczyłem, że nawiązał kontakt wzrokowy z Zaynem, bałem się, że ten coś mu zrobi, a jednak uśmiechnął się tylko nieśmiało. Czyżby Malik upodobał sobie kogoś oprócz mnie? To by mi ułatwiło życie prywatne. Jak się dowiedziałem później nowi uczniowie to Liam Payne i Niall Horan. To wszystko odciągnęło na chwile moje myśli od Louisa, który właśnie wszedł do klasy.

- Panie Tomlinson, proszę się więcej nie spóźniać – powiedział do niego nauczyciel, po czym Lou zajął miejsce obok mnie.

Po lekcji oboje wyszliśmy z klasy i usiedliśmy pod kolejną salą.

- Gdzie byłeś?
- Zaspałem…
- Louis, spójrz na mnie…gdzie byłeś?
- Mówiłem ci już, że zaspałem.
- Kłamiesz, widzę to. Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć prawdy?
- Daj spokój Harry…

Już chciałem mu odpowiedzieć gdy podeszli do nas nowi uczniowie.

- Cześć jestem Niall, a to jest Liam – blondyn wyciągnął do mnie dłoń w geście przywitania.
- Hej, jestem Harry, a to jest Tomlinson.
- Louis! – warknął Lou, a ja się uśmiechnąłem.
- Chcieliście coś konkretnego? – spytałem.
- Ym, tak. Urządzamy imprezę noworoczną, przyjdziecie?
- Jasne – odpowiedzieliśmy równocześnie.
- To dobry pomysł by się wybić w szkole, brawo – uśmiechnąłem się, a potem wszyscy ruszyliśmy na zajęcia.

Nie wiem jakim cudem to się stało, ale Niall usiadł z Zaynem i widziałem, że Malik był lekko speszony jego towarzystwem, lecz po krótkim czasie się wyluzował, ponieważ Horan był naprawdę czarującą i zabawną osobą.

Po wszystkich lekcjach bez słowa ja i Louis rozeszliśmy się w swoje strony i dopiero wieczorem otrzymałem sms-a od niego.


From: Louis x. 
  Przepraszam, że nie mogę ci powiedzieć. Obiecuję, że dowiesz się w swoim czasie. Xx.





Inf. od autorki: Hejo, przepraszam was za tak krótki rozdział, jakoś ostatnio nie mam weny :( Jednak mam nadzieję, że się wam podoba. A tak na inny temat, idzie ktoś z was na 'This Is As'? Jeśli tak to przeczytajcie sobie to http://www.twitlonger.com/show/n_1rm2trs. Enjoy xx.

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Rozdział 18




   *Harry*

Wracaliśmy do domu w ciszy ciesząc się swoją obecnością. Choć chyba ta cisza brała się także stąd, że żaden z nas nie wiedział jak ująć w słowach towarzyszące nam uczucia po tym co się stało. Dla mnie to był najbardziej niesamowity wieczór w całym moim życiu. Do tej pory nie mogę uwierzyć, że kiedyś byłem takim chamem, a teraz mam Lou i jestem zupełnie inny, jestem szczęśliwy. Zastanawiało mnie jednak jedno i nie wiedziałem jak z nim o tym pogadać.

- Lou?
- Tak kochanie? – uśmiechnął się do mnie Tommo.
- Co zrobimy w szkole z…tym?
- Rozumiem, że masz na myśli nas?
- Tak. Może trochę źle to ująłem. Co zrobimy z tym, że jesteśmy razem, bo teraz to już chyba poważniejsze niż zwykłe zauroczenie, przynajmniej dla mnie i…
- Co chcesz. Sam zdecyduj. Nie każe ci zrezygnować z pozycji lidera, więc wybierz jak mamy się traktować w szkole.
- Ja…ja nie chcę się już z nimi zadawać. Miałeś racje Lou, Zayn jest gejem.
- I jest w tobie zakochany.
- Tego nie powiedziałem.
- Ale tak jest, widziałem jak na ciebie patrzy.
- Zayn jest brutalny i chamski, nie wiem czy kiedykolwiek się zmieni, co może oznaczać, że jeśli jest we mnie zakochany a ja odejdę do ciebie, to on może chcieć cię skrzywdzić, a na to nie pozwolę.
- Już kilka razy mnie broniłeś i widziałem, że był wściekły.
- Nie wiem, jestem w kropce. Może po prostu dajmy sprawą się rozwijać.
- Jestem jak najbardziej za – odpowiedział Louis i w tym samym momencie weszliśmy do domu.

Ku naszemu zaskoczeniu naprzeciwko nas stała mama Lou, a my zamarliśmy, ponieważ nasz ręce dalej były splecione.

- Chłopcy… - zaczęła Jay, a ja zauważyłem przerażenie na twarzy Tommo.
- Mamo, to nie tak jak… - Lou próbował się bronić, ale Jay mu przerwała.
- Jesteście razem, tak?
- My… - zaczął Louis patrząc na mnie, a ja dałem mu znak, że nie możemy się ukrywać przed nią wieczność – Tak – dokończył spuszczając głowę w dół.
- Nie jestem zła skarbie, cieszę się, że jesteś szczęśliwy. Czemu od razu mi nie powiedziałeś?
- Bałem się.
- Niepotrzebnie – powiedziała Jay podchodząc i przytulając nas w geście zrozumienia – Idźcie już spać, widzimy się rano.

Posłuchaliśmy tej rady i poszliśmy na górę. Rozebraliśmy się, położyliśmy, a ja bez namysłu wtuliłem się w Louisa.

- Twoja mama jest wspaniała, nie wiem czy moja byłaby aż tak wyrozumiała, choć dawała mi już znaki, że i tak by mnie akceptowała to i tak chyba nie mógłbym jej powiedzieć.
- Uwierz mi, że sam jestem zdziwiony jej zachowaniem – zaśmiał się Lou.
- Louis?
- Tak?
- To co się dziś zdarzyło…
- Kiedy tylko będziesz chciał – odpowiedział Lou na jeszcze nie zadane przeze mnie pytanie.

Nie powiedziałem już nic konkretnego, przytuliłem go tylko mocniej, zamruczałem kilka razy, po czym zasnęliśmy.

~~~

Ostatnie dni w domu Tomlinsonów spędziliśmy całkiem nieźle, czułem się tu naprawdę dobrze, posiłki z rodziną, wspólne spędzanie czasu i nawet Stan aż tak bardzo nie wpierdzielał się miedzy mnie a Louisa, ale jak się później okazało najgorsze miało nadejść.

~~~

Dzień przed wyjazdem Lou gdzieś wyszedł, a ja pomimo tego, że prosił aby został wyszedłem za nim. Doszedłem do jakiegoś parku i zobaczyłem swojego chłopaka w objęciach Stana. Całowali się. Nie mogłem na to patrzeć, mimowolnie do moich oczu napłynęły łzy, nigdy czegoś takiego nie czułem, byłem zraniony, czułem jak moje serce rozpada się na małe kawałeczki. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić, więc po prostu zacząłem biec.


   *Louis*

- Kurwa mać! Stanley co ty robisz!?
- Kocham cię!
- Zrozum, jestem z Harrym, kocham go i tylko jego. Nie waż się mnie więcej całować!
- Louis, musiałem. Gdy usłyszałem, że jesteś z tym debilem. Nie możesz, Louis!
- To jest moje życie Stan i mogę robić co mi się podoba.
- Ja byłbym dla ciebie lepszy!
- Daruj sobie. Jak już się uspokoisz to wtedy pogadamy, a teraz…pa.
- Louis!

Olałem go, odszedłem. Ja on mógł mnie pocałować? Boże gdyby Hazz to widział, załamałby się. Jak mogłem nie zauważyć, że Stan się we mnie kocha? Dobra nie ważne, muszę znaleźć loczka i spędzić z nim trochę czasu, właśnie tego teraz potrzebuję.

Wszedłem do domu i spytałem mamę gdzie jest Harry, a w odpowiedzi usłyszałem tylko, że wyszedł tuż za mną i już wiedziałem, że widział tą akcję ze Stanem i na pewno źle ją zrozumiał.

Wybiegłem z domu, dzwoniłem, ale nie odbierał. Pierwsze miejsce jakie przyszło mi do głowy to nasza łąka, ale nie wiem czemu czułem, że jednak go tam nie ma. Szedłem ulicą i zauważyłem na placu zabaw trzęsącą się czuprynę loków. Ulżyło mi, że nalazłem Hazze i, że nic u nie jest. Miałem tylko nadzieję, że trzęsie się z zimna a nie z powodu płaczu. Jednak się myliłem, podchodząc bliżej usłyszałem, że płakał i właśnie wtedy zrobiło mi się tak cholernie przykro.

- Harry…?
- Odejdź.
- Hazzuś…
- Idź sobie do tego pieprzonego Stana. I, że niby kurwa jestem dla ciebie najważniejszy, tak? Gówno prawda!
- Harrym wysłuchaj mnie proszę – złapałem go za ręce gdy chciał wstać i spojrzałem prosto w jego czerwone zapłakane oczy.
- Nie chcę cię słuchać!
- Harry uspokój się. Proszę, wyjaśnię ci – po moim policzku również spłynęła łza na myśl, że mógłbym go teraz stracić.
- Ty płaczesz? – uspokoił się na chwilę.
- Bo to nie tak jak ci się wydaję, nie widziałeś wszystkiego prawda? Nie wiesz o co chodziło.
- No nie widziałem…nie mogłem patrzeć jak się z nim migdalisz!
- Curly, poszedłem się z nim spotkać, bo mnie o to poprosił, nie chciałem żebyś szedł, bo wiem, że go nie lubisz. Spotkaliśmy się w parku, a ja zacząłem, że spotykam się z tobą i wtedy on mnie pocałował. Odepchnąłem go i krzyknąłem, że cię kocham i żeby się uspokoił ale tego już nie wiedziałeś. Potem odszedłem i chciałem spędzić z tobą czas, bo cię kocham Harry, strasznie cię kocham, uwierz mi. Wcale cię nie zdradziłem.
- Ja…
- Proszę – po moim policzku spłynęła kolejna słona łza.
- Dobrze, ufam ci. Nie potrzebnie tam szedłem, choć mogłem zostać już do końca, przepraszam.
- Nie masz za co, już prędzej ja powinienem przeprosić ciebie.


Hazz wstał i pocałował mnie. Oddawałem każdy pocałunek, kochałem jego miękkie, ciepłe malinowe usta i każdy ruch jaki nimi wykonywał był dla mnie tak cudowny, delikatny, ale i namiętny. Nie przejmowaliśmy się tym, że jest zimno, że wszędzie leży śnieg, że stoimy na środku placu zabaw, że ktoś się na nas gapi. Nie obchodziło nas to. Najważniejsza była ta atmosfera, to co było między nami. Uwielbiałem takie chwile.





Inf. od autorki: Kolejny rozdział, mam nadzieję, że się wam podoba. A tak nawiasem mówiąc, komentarze motywują do dalszej pracy :) Enjoy xx.