sobota, 11 października 2014

Epilog




- Harry! - walili w drzwi już dobre 5 minut, Zayn, Niall, Liam, mama i Gem. Przyszli wcześniej, naradzali się, a teraz stoją tu i próbują mnie stąd wyciągnąć.

Przecież to nic. To nic strasznego, że siedzę tu już trochę. Jego nie ma od dwóch tygodni...tylko dwóch. Na początku wychodziłem, ale nie dałem rady.

- Harry - powiedział już nieźle wkurzony Zayn - Nie byłeś nawet na jego pogrzebie a teraz siedzisz załamany w pokoju i nie chcesz wyjść.

W pokoju siedzę już trochę ponad tydzień. Żyję. Siedzę tu bo staram się zapomnieć. Nie o nim, choć może i też, ale głównie o tym co z nim przeżyłem. Nie chcę pamiętać bo to boli. Tak cholernie boli. Nie ma go tu. Nie mogę przeżyć tego znowu i znowu, więc nie chcę pamiętać. A najgorsze jest to, że nic nie mogę z tym zrobić. Nic. On nie wróci.

Siedzę tu już trochę i wiem, że nie zapomnę. Nigdy. Nie da się. Ale mimo to nie chcę wyjść, bo tu gdy siedzę sam, nie boli aż tak bardzo niż gdybym wyszedł.

- Harry!

Ale oni się nie poddadzą. Tym razem nie odpuszczą. Nie pozwolą mi tu zostać, bo się martwią. Rozumiem ich, ale nie chcę wychodzić. Oni nie wiedzą jak to jest.

- Harry, jeśli zaraz nie wyjdziesz, ja wejdę do ciebie, ale razem z drzwiami...Harry...1...2...
- Nic mi nie jest - powiedziałem stojąc w drzwiach.

Wyglądali na zdziwionych. A ja wyglądałem normalnie...chyba. Czarne spodnie i za duża koszulka z podwiniętymi rękawami, ponadto sprawiałem wrażenie nie wzruszonego sytuacją.

- Co się tak patrzycie? Oczekiwaliście, że wejdziecie, a tam ja będę płakał, pocięty jak jakieś emo?
- Nie, Hazz...
- Nie mów tak do mnie! - krzyknąłem, w sumie bez powodu.
- Okey, przepraszam. My po prostu martwiliśmy się o ciebie. Nikt nie wiedział czego się spodziewać.
- Wychodzę.
- Co!? Chyba sobie żartujesz.
- Nie. Wychodzę.
- Gdzie chcesz iść - mama podeszła bliżej przytulając mnie, a ja wyszeptałem - Do niego.

Puściła mnie i nikt już nic nie powiedział. Zszedłem na dół, założyłem buty, płaszcz oraz szalik i wyszedłem. Było chłodno, ale potrzebowałem odetchnąć więc postanowiłem pójść na pieszo. Po drodze wiele myślałem o tym co chcę mu powiedzieć.

Cmentarz znajdował się 30 minut od mojego domu i zawsze wydawało mu się, że powinien być ciemny, straszy,a ten był...piękny. Kolorowe, spadające liście, słońce padające miejscami na nagrobki i wiatr wiejący w korony drzew. Nie mówię, że sam w sobie cmentarz nie był straszny. Świadomość tego, że leży pode mną wiele ciał nie była przyjemna.

Na samym końcu pod wielkim drzewem znajdował się nagrobek "Louis William Tomlinson, son, brother and boyfriend. Always in our hearts". Zaczęło wiać, stanąłem przed nagrobkiem i poprawiłem szalik.

- Wiesz Lou, napisałbym lepsze epitafium. Zdecydowanie lepsze i dłuższe. Ehh...Przepraszam. Powinienem być na twoim pogrzebie, ale nie potrafiłem wybaczyć ci tego, że mnie opuściłeś. Chciałem o tobie zapomnieć, nie męczyć się już, ale...ale - Nie płacz Hazz, nie płacz, tylko się nie rozklejaj - nie potrafię bo cię kocham, kurwa, kocham cię, kochałem i będę...zawsze. Tak wiele mi dałeś, zmieniłeś mnie, nauczyłeś jak być lepszym. A potem odszedłeś! Nie z twojej winy, to oczywiste, ale ja tęsknię. Cholernie tęsknię i nie daje sobie rady bez ciebie. Męczy mnie to, że nie mogę ci tego teraz powiedzieć w twarz, nie mogę ci podziękować, przytulić do ciebie czy pocałować - łzy popłynęły, usiadłem i próbując złapać oddech patrzyłem na ten pieprzony nagrobek - Byłeś wszystkim Lou...wszystkim.

***

Starając się już nie płakać posiedziałem tam jeszcze trochę...kilka godzin, mówiłem co mi leży na sercu, ale nie za bardzo pomogło. Wstałem i rzuciłem tylko - Kocham cię, przyjdę jutro - i odszedłem.

Idąc wąską uliczką między nagrobkami i ławkami widziałem już drogę, którą miałem przejść. Nigdy nic tam nie jeździ, a jednak ludzie jakimś cudem odwiedzają swoich bliskich. Zawsze mnie to zastanawiało. Byłem już przy ulicy gdy usłyszałem coś co nie było w tym momencie możliwe.

- Hazz... - odwróciłem się oniemiały, tyłem wchodząc na jezdnie gdy...


Niby nic nigdy tędy nie jeździ, od dawna nikt nie widział tu samochodu, a jednak nie tym razem. Jechał szybko, przecież to prosta droga a obok tylko mały cmentarz. Nie przypuszczał, że ktoś może nieuważnie na nią wejść...a jednak. Czy to był przypadek? Przeznaczenie? Na to pytanie raczej nikt już nie odpowie....Jak kruche jest ludzie życie?

THE END






inf. od autorki: No i tak po długim czasie kończy się "The Princess", moje pierwsze opowiadanie? Ciężko było przejść przez te trzy sezony, przez tymczasowy brak weny, ale mimo to mam nadzieję, że wam się podobało :) Jeśli chodzi o moją dalszą działalność to nie kończę pisać. Mam pomysł na nowe opowiadanie, tym razem krótsze, tak żeby było wstawiane regularnie, co wy na to #Catss? Enjoy xx

poniedziałek, 23 czerwca 2014

9000 ^-^



Aaaaa! 9000, kocham was. Tak będę tak robiła chyba co tysiąc bo wiecie czemu? Bo was kocham, nabijajcie komentarze, epilog się pisze ;)

piątek, 20 czerwca 2014

Rozdział 24



Harry, Harry, Harry. Co on powie? Też ucieknie? Mogę umrzeć, nie chcę umierać...nie, nie, nie.


~~

  From: Louie x.
Czekam pod twoim oknem.

~~

- Co tu robisz? - spytał Hazz będąc już prawie na ziemi.
- Pomyślałem, że możemy się przejść gdzieś i pogadać - wskazałem na koc, który zabrałem ze sobą.
- Ok.

Złapaliśmy się za ręce i w milczeniu szliśmy przed siebie. Nikogo w koło nie było, no ale w sumie kto koło 22:00 łazi po łące? Jak mam mu to powiedzieć? Od czego zacząć? Co robić?

Myśląc o tym nawet nie zauważyłem kiedy Harry rozłożył koc i położył się na nim.

- Dołączysz? - spytał.
- Z chęcią.

Położyłem się obok i kompletnie nie wiedziałem co powiedzieć.

- Dobra, widzę, że się stresujesz. Powiedz mi po prostu co powiedział ci ten lekarz - odezwał się loczek i niby jego wypowiedź była zwyczajna, ale ja słyszałem, że stawia na najgorsze.
- Curly...
- Louis mów.
- Dają mi dwie opcje. Albo zacznę się leczyć, albo zgodzę się na operację...Ale oboje wiemy, że każda z tych opcji prawdopodobnie doprowadzi do mojej śmierci. Leczenie może przedłużyć mi życie o kilka lat, bo wątpię, że nagle wynajdą lek na raka, no a operacja...sam nie wiem Hazz, przecież może się nie udać.
- Ale równie dobrze wszystko może być okey.
- Harry...
- Nie będę musiał cię tracić.
- A co jeśli...co jeśli stracisz mnie za szybko.
- Nie płacz Louie - Harry obioł mnie ramieniem i nie wytrzymałem, rozpłakałem się jak małe dziecko.

Czuję się taki bezbronny, nie wiem co robić. Każdy mój wybór może skończyć się źle. Do tego nie jestem w tym sam, mam Harry'ego. Teraz on też będzie się martwił.

- Lou. Wybierz właściwie. Wiem, że ci tym nie pomagam, ale wiesz co ja bym zrobił, decyzja należy do ciebie, pamiętaj, że bardzo cię kocham.
- Ja ciebie też.


~~

- Wiesz może powinniśmy się zbierać, jest już... - chciał wyciągnąć telefon i sprawdzić, która jest godzina, ale go powstrzymałem - Lou... - westchnął z dezaprobatą.
- Nie chcę Harry. Nie chcę wracać i nie interesuje mnie czy jest 2 czy 3 w nocy.
- Nie chcę żeby coś ci się stało.
- Będzie okey. Po prostu zostańmy.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

- Panie Tomlinson operacja się udała. Jest pan zdrowy i już do końca życia nic panu nie grozi.
- A Harry?
- Pan Styles czeka na pana już od dobrych 20 minut.
- Hazz!
- Jak się czujesz LouLou?
- Świetnie.
- Wiesz, że cholernie cię kocham?
- Wiem. Ja ciebie też.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

- Dzień dobry słońce - pocałował mnie Hazz. Ale właśnie słońce, ałł...słońce, pali...ałł, moje oczy - Wszystko w porządku?
- Jasne - uśmiechnąłem się - Miałem sen.
- I co?
- I podjąłem decyzję. Operacja się odbędzie.
- Louis...
- Ale chcę żebyś mnie wspierał. Żebyś był ze mnie do końca.
- Będę Lou. Dla ciebie będę zawsze.
- Zawsze...
- I na zawsze.

~~~~~

- Louis odezwij się. Jedziemy już 30 minut a ty nic do mnie nie mówisz.
- Boję się.

Nagle samochód gwałtownie się zatrzymał. Byliśmy już na miejscu. Harry otworzył drzwi i wybiegł. Otworzył moje, wyciągnął mnie z auta i mocno przytulił.

- Ludzie się gapią.
- Nie interesuje mnie to. Powiedziałem, że będę zawsze.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też Lou.
- I właśnie dlatego się boje. Mogę cię stracić. Nie chcę odchodzić.
- Wszystko się uda księżniczko - odruchowo się uśmiechnąłem na powracające wspomnienia - Przygotowują cię do niej od tygodnia, nie ma żądnych przeciwwskazań.


~~

Leżałem już gotowy do operacji. Wieźli mnie na sale, a on był przy mnie. Cały czas, aż do zamknięcia drzwi. Widać było strach malujący się na jego twarzy. Boję się Harry. Boję się, bo tak strasznie cię kocham.


*Harry*

Ile może trwać operacja? No ile? Wszystko jest okey? Niech ktoś tu przyjdzie. Odpowie. Dwie godziny tu siedzę. Nie, na pewno wszystko będzie dobrze, pojedziemy gdzieś razem, może odwiedzimy dziewczynki w Doncaster. Proszę, niech ktoś tu...przyjdzie. Lekarz...idzie do mnie. Proszę, proszę, proszę powiedz, że wszystko się udało.

- Pan Styles?
- Tak - ledwo z siebie wydusiłem.
- Od 20 minut jest po operacji.
- Co!?
- Wszystko się udało. Pan Tomlinson odpoczywa, był jeden moment gdy aparatura stanęła, ale jest dobrze. Za chwilę może pan wejść.
- Dziękuję - rzuciłem się mu na szyję po chwili się opamiętując - Przepraszam.
- Nie szkodzi - uśmiechnął się, wyraźnie rozbawiony - Proszę do niego zajrzeć za jakieś 10 minut.


~~

- Cześć.
- Cześć - powiedział cicho Lou.
- Tak się cieszę, że wszystko - nagle Lou zaczął kaszleć - Louis wszystko okey!?
- Nie...Harry - próbował coś powiedzieć dusząc się i krztusząc krwią - Nie.
- Louis! Louis! Przepraszam - do pokoju wbiegli lekarze z defibrylatorem i innymi sprzętami - Louis!

Próbowali go ratować. Próbowali, ale na próżno. Z jego ust wydobyło się jedynie bezgłośne "kocham cię" i jedna samotna łza spłynęła po jego twarzy. A potem. Potem nie było już nic. Zupełnie nic, tylko moje krzyki, łzy i błagania o pomoc, o powrót. Nie chciałem go zostawiać, wyciągnęli mnie siłą. Płakałem, mój cały świat przestał istnieć.


...






Inf. od autorki: Ryczę, ale wiem, że będę bardziej. Smutne. Ale to jeszcze nie koniec. Został nam epilog, który wstawię jak będzie tu 10 komentarzy. Enjoy :( Kocham was #Catss 

wtorek, 10 czerwca 2014

Motywacja??



Mam już napisany kolejny rozdział, ale jakoś nie czuje motywacji żeby go wstawić, więc może tak...jeśli będzie tu co najmniej 10 komentarzy to go wstawię :) ENJOY xx.

niedziela, 8 czerwca 2014

8000 ^-^



DZIĘKUJĘ wam, to już 8000 wyświetleń, dzięki również za wczorajsze 100, które się do tego przyczyniło. Wiecie, że was kocham więc postaram się wstawić rozdział jak najszybciej. Został nam jeszcze jeden i epilog. Enjoy xx.

sobota, 31 maja 2014

Rozdział 23


~~~~~

Przyparłem go jeszcze mocniej do ściany schodząc ustami do jego szyi. On rękami jeździł po moich plecach. Nie zostając mu dłużnym delikatnie wsunąłem palce pod jego koszulkę powoli ściągając ją. W dół poleciały również moja bluzka i spodnie.

Z pocałunkami przenieśliśmy się w stronę łóżka następnie kładąc się na nim, byłem na dole, a on delikatnie muskał moją skórę co doprowadzało mnie do szaleństwa. W pewnym momencie przestał i spojrzał na mnie.

- Louis...
- Harry...
- Ja...
- Chcę żebyś to zrobił, to może być nasz ostatni...
- Nie. Nawet tak nie mów.

Zamknął moje usta pocałunkiem schodząc w dół po mojej szyi zostawiając na całym ciele różowe ślady.

- Harr...ahh.

Jedyna myśl to jego ciepłe, pełne, malinowe usta na mnie. Delikatnie oplatający mnie język, granica orgazmu...

- Jak mogłeś przerwać?
- Nie dojdziesz w ten sposób, nie teraz.

Sięgnął do szuflady po lubrykant, ściągnął bokserki i spojrzał na mnie. Jego wzrok był pełen podniecenia, miłości, żarliwości, był taki ciemny. Jeszcze nigdy nie widziałem go takiego.

Delikatnie wycisnął na rękę trochę żelu i rozsmarował go na całej swojej długości.

Wszedł we mnie powoli, namiętnie i zrobił to tak cholernie dobrze, że nie potrafiłem wydobyć z siebie nic innego jak jęki i jego imię.

~~~
           
Odnaleźliśmy wspólny rytm, jednocześnie zwalniając i przyśpieszając. Unieśliśmy się ponad wszelkie granice, a teraz leżymy w jego łóżku zupełnie nadzy. Harry śpi. Jego loki łaskoczą mnie w klatkę piersiową. Boję się. Wiem, żę zadręczam się tylko myśląc o tym tak często, ale co jeśli nie będzie można mnie uratować, co wtedy?

~~~~~

*Harry*

Gdy wstałem Lou nie było przy mnie.

From: Harreh xx.
 Uciekłeś? Louie gdzie jesteś?

From: Louie x.
 Spokojnie słońce. Jeśli nie zauważyłeś jest przed 10 i jadę na badania.

From: Harreh xx.
 Ok, odezwij się później.

From: Louie x.
 Jasne, kocham cię x.

From: Harreh xx.
 Ja ciebie też *hug*

Naprawdę jest już prawie 10? Dobra trzeba wstawać. To już ostatnie badania, które Lou musi przejść, jestem tak strasznie ciekawy co mu powiedzą.

~~

Schodząc na dół poczułem zapach naleśników. Przy stole siedziała Gemma czytając książkę, a przy blacie mama ozdabiałam stertę naleśników owocami. Dobra, teraz albo nigdy, powiem im.

- Cześć.
- Dzień dobry kochanie.
- Muszę wam coś powiedzieć - nagle ich oczy zwróciły się na mnie.
- Co, jesteś gejem? - zaśmiała się Gem, na co ja jedynie się uśmiechnąłem.
- Właściwie to...tak. Jestem gejem, jestem z Louisem i kocham go, ale on ma raka i nie wiem czy w ogóle przeżyje - powiedziałem na jednym wdechu, a moje oczy zaszkliły się - musiałem wam powiedzieć, bo...bo tak będzie prościej - Gem opadła szczęka, a mama, której po policzku spłynęła samotna łza przytuliła mnie.
- Pamiętaj, że zawsze będziemy cię kochać.
- Pamiętam, ja was też, dzięki mamo.


*Louis*

Już miałem wchodzić do gabinetu gdy mój telefon zawibrował.

From: Harreh xx.
 Powiedziałem o nas Annie i Gem. Powiedziałem im też o tobie, jesteś zły?

Chciałem mu odpisać, ale wołali mnie.

~~

- Panie Tomlinson, po wszystkich badaniach mogę panu powiedzieć, że są dwie opcje.
- Tak, słucham.
- Albo zrobimy panu operację i wytniemy guza albo może pan zacząć się leczyć, ale sami wiemy, że to najprawdopodobniej przedłuży pana życie zaledwie o kilka lat.
- Ja...
- Rozumiem. Proszę to przemyśleć, ale jeśli zdecyduje się, pan na operację to proszę pamiętać, żę należy z ją wykonać jak najszybciej.
- Oczywiście.
- No i najważniejsze...nie mogę panu zagwarantować, że przeżyje pan podczas niej.
- Rozumiem. Do widzenia.
- Do..widzenia.

Wyszedłem, wręcz wybiegłem stamtąd trzaskając drzwiami. Świerze powietrze uderzyło we mnie. Tysiące myśli, tyle decyzji...i Harry, muszę iść do niego, tak potrzebuje mojego Harry'ego.




Inf. od autorki: PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM, kocham was #Catss

niedziela, 11 maja 2014

JA PIERDOLE



   Mam nadzieję, że po tytule rozumiecie iż to coś ważnego. Tak nie umarłam. Tak poprawiam oceny. Tak układam sobie jakoś życie. Cholernie przepraszam za to, że dla was mnie nie było, ale już jestem! Może to niewiele, ale jednak. Wyjeżdżam w tym tygodniu w Bieszczady, więc postanowiłam, że dokończę opowiadanie i biorąc pod uwagę to, że moja wena również wróciła zacznę nowe. Mam nadzieję, że wybaczycie mi tą dłuuuugą nieobecność. Starałam się sklecić kilka sensownych zdań, ale nie wiem czy wyszło...pamiętajcie tylko, że zawsze będę wasza #Catss