poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Rozdział 19




Następnego dnia wróciliśmy z Harrym do domu. Mieliśmy jeszcze tydzień wolnego, ale nie widywaliśmy się z loczkiem, miałem kilka spraw do załatwienia. Za siedem godzin rozpoczynały się lekcje, a ja zamiast spać rozmyślałem na różnymi rzeczami. Zastanawiałem się nad tym co by było gdybym zostawił Harry'ego, w jakikolwiek sposób. Wiem, że jestem gotów zrobić wszystko żeby był szczęśliwy, ale chyba go zawiodę. On mnie kocha, a ja będę musiał go zostawić, jestem bezradny, nic nie mogę z tym zrobić.


   *Harry*

Stałem naprzeciwko klasy, w której za chwilę miałem mieć lekcje czekając na Louisa. Jeszcze nie przyszedł, co zaczynało mnie martwić. Nagle z innego korytarza wyszedł Zayn z chłopakami. Ku mojemu zaskoczeniu kazał im zaczekać i podszedł do mnie.

- Hej Hazz.
- Czego chcesz Malik?
- Spokojnie, przyszedłem się przywitać. Jak ci minęły święta?
- Yym…bardzo dobrze, a tobie?
- Całkiem nieźle. Gdzie jest Louis?
- Wow, użyłeś jego imienia a nie nazwiska. Oświeciło cię w te święta czy jak?
- Można tak powiedzieć.
- Aha. Nie wiem gdzie on jest – posmutniałem nagle.
- Na pewno niedługo przyjdzie, do zobaczenia Harry – powiedział Zayn odchodząc do chłopaków.

Nie mam pojęcia co mu się stało, ale nie miałem czasu się tym teraz zajmować, myślałem jedynie nad tym gdzie jest Louis. W końcu zabrzmiał dzwonek i wszyscy weszli do klasy, wszyscy oprócz Louisa, którego w dalszym ciągu nie było. Gdy już usiadłem zauważyłem, że przy tablicy stoją dwie osoby. Blondyni, jeden z jaśniejszymi włosami i niebieskimi oczami wydawał się być bardzo przyjazny, a gdy zobaczyłem, że nawiązał kontakt wzrokowy z Zaynem, bałem się, że ten coś mu zrobi, a jednak uśmiechnął się tylko nieśmiało. Czyżby Malik upodobał sobie kogoś oprócz mnie? To by mi ułatwiło życie prywatne. Jak się dowiedziałem później nowi uczniowie to Liam Payne i Niall Horan. To wszystko odciągnęło na chwile moje myśli od Louisa, który właśnie wszedł do klasy.

- Panie Tomlinson, proszę się więcej nie spóźniać – powiedział do niego nauczyciel, po czym Lou zajął miejsce obok mnie.

Po lekcji oboje wyszliśmy z klasy i usiedliśmy pod kolejną salą.

- Gdzie byłeś?
- Zaspałem…
- Louis, spójrz na mnie…gdzie byłeś?
- Mówiłem ci już, że zaspałem.
- Kłamiesz, widzę to. Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć prawdy?
- Daj spokój Harry…

Już chciałem mu odpowiedzieć gdy podeszli do nas nowi uczniowie.

- Cześć jestem Niall, a to jest Liam – blondyn wyciągnął do mnie dłoń w geście przywitania.
- Hej, jestem Harry, a to jest Tomlinson.
- Louis! – warknął Lou, a ja się uśmiechnąłem.
- Chcieliście coś konkretnego? – spytałem.
- Ym, tak. Urządzamy imprezę noworoczną, przyjdziecie?
- Jasne – odpowiedzieliśmy równocześnie.
- To dobry pomysł by się wybić w szkole, brawo – uśmiechnąłem się, a potem wszyscy ruszyliśmy na zajęcia.

Nie wiem jakim cudem to się stało, ale Niall usiadł z Zaynem i widziałem, że Malik był lekko speszony jego towarzystwem, lecz po krótkim czasie się wyluzował, ponieważ Horan był naprawdę czarującą i zabawną osobą.

Po wszystkich lekcjach bez słowa ja i Louis rozeszliśmy się w swoje strony i dopiero wieczorem otrzymałem sms-a od niego.


From: Louis x. 
  Przepraszam, że nie mogę ci powiedzieć. Obiecuję, że dowiesz się w swoim czasie. Xx.





Inf. od autorki: Hejo, przepraszam was za tak krótki rozdział, jakoś ostatnio nie mam weny :( Jednak mam nadzieję, że się wam podoba. A tak na inny temat, idzie ktoś z was na 'This Is As'? Jeśli tak to przeczytajcie sobie to http://www.twitlonger.com/show/n_1rm2trs. Enjoy xx.

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Rozdział 18




   *Harry*

Wracaliśmy do domu w ciszy ciesząc się swoją obecnością. Choć chyba ta cisza brała się także stąd, że żaden z nas nie wiedział jak ująć w słowach towarzyszące nam uczucia po tym co się stało. Dla mnie to był najbardziej niesamowity wieczór w całym moim życiu. Do tej pory nie mogę uwierzyć, że kiedyś byłem takim chamem, a teraz mam Lou i jestem zupełnie inny, jestem szczęśliwy. Zastanawiało mnie jednak jedno i nie wiedziałem jak z nim o tym pogadać.

- Lou?
- Tak kochanie? – uśmiechnął się do mnie Tommo.
- Co zrobimy w szkole z…tym?
- Rozumiem, że masz na myśli nas?
- Tak. Może trochę źle to ująłem. Co zrobimy z tym, że jesteśmy razem, bo teraz to już chyba poważniejsze niż zwykłe zauroczenie, przynajmniej dla mnie i…
- Co chcesz. Sam zdecyduj. Nie każe ci zrezygnować z pozycji lidera, więc wybierz jak mamy się traktować w szkole.
- Ja…ja nie chcę się już z nimi zadawać. Miałeś racje Lou, Zayn jest gejem.
- I jest w tobie zakochany.
- Tego nie powiedziałem.
- Ale tak jest, widziałem jak na ciebie patrzy.
- Zayn jest brutalny i chamski, nie wiem czy kiedykolwiek się zmieni, co może oznaczać, że jeśli jest we mnie zakochany a ja odejdę do ciebie, to on może chcieć cię skrzywdzić, a na to nie pozwolę.
- Już kilka razy mnie broniłeś i widziałem, że był wściekły.
- Nie wiem, jestem w kropce. Może po prostu dajmy sprawą się rozwijać.
- Jestem jak najbardziej za – odpowiedział Louis i w tym samym momencie weszliśmy do domu.

Ku naszemu zaskoczeniu naprzeciwko nas stała mama Lou, a my zamarliśmy, ponieważ nasz ręce dalej były splecione.

- Chłopcy… - zaczęła Jay, a ja zauważyłem przerażenie na twarzy Tommo.
- Mamo, to nie tak jak… - Lou próbował się bronić, ale Jay mu przerwała.
- Jesteście razem, tak?
- My… - zaczął Louis patrząc na mnie, a ja dałem mu znak, że nie możemy się ukrywać przed nią wieczność – Tak – dokończył spuszczając głowę w dół.
- Nie jestem zła skarbie, cieszę się, że jesteś szczęśliwy. Czemu od razu mi nie powiedziałeś?
- Bałem się.
- Niepotrzebnie – powiedziała Jay podchodząc i przytulając nas w geście zrozumienia – Idźcie już spać, widzimy się rano.

Posłuchaliśmy tej rady i poszliśmy na górę. Rozebraliśmy się, położyliśmy, a ja bez namysłu wtuliłem się w Louisa.

- Twoja mama jest wspaniała, nie wiem czy moja byłaby aż tak wyrozumiała, choć dawała mi już znaki, że i tak by mnie akceptowała to i tak chyba nie mógłbym jej powiedzieć.
- Uwierz mi, że sam jestem zdziwiony jej zachowaniem – zaśmiał się Lou.
- Louis?
- Tak?
- To co się dziś zdarzyło…
- Kiedy tylko będziesz chciał – odpowiedział Lou na jeszcze nie zadane przeze mnie pytanie.

Nie powiedziałem już nic konkretnego, przytuliłem go tylko mocniej, zamruczałem kilka razy, po czym zasnęliśmy.

~~~

Ostatnie dni w domu Tomlinsonów spędziliśmy całkiem nieźle, czułem się tu naprawdę dobrze, posiłki z rodziną, wspólne spędzanie czasu i nawet Stan aż tak bardzo nie wpierdzielał się miedzy mnie a Louisa, ale jak się później okazało najgorsze miało nadejść.

~~~

Dzień przed wyjazdem Lou gdzieś wyszedł, a ja pomimo tego, że prosił aby został wyszedłem za nim. Doszedłem do jakiegoś parku i zobaczyłem swojego chłopaka w objęciach Stana. Całowali się. Nie mogłem na to patrzeć, mimowolnie do moich oczu napłynęły łzy, nigdy czegoś takiego nie czułem, byłem zraniony, czułem jak moje serce rozpada się na małe kawałeczki. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić, więc po prostu zacząłem biec.


   *Louis*

- Kurwa mać! Stanley co ty robisz!?
- Kocham cię!
- Zrozum, jestem z Harrym, kocham go i tylko jego. Nie waż się mnie więcej całować!
- Louis, musiałem. Gdy usłyszałem, że jesteś z tym debilem. Nie możesz, Louis!
- To jest moje życie Stan i mogę robić co mi się podoba.
- Ja byłbym dla ciebie lepszy!
- Daruj sobie. Jak już się uspokoisz to wtedy pogadamy, a teraz…pa.
- Louis!

Olałem go, odszedłem. Ja on mógł mnie pocałować? Boże gdyby Hazz to widział, załamałby się. Jak mogłem nie zauważyć, że Stan się we mnie kocha? Dobra nie ważne, muszę znaleźć loczka i spędzić z nim trochę czasu, właśnie tego teraz potrzebuję.

Wszedłem do domu i spytałem mamę gdzie jest Harry, a w odpowiedzi usłyszałem tylko, że wyszedł tuż za mną i już wiedziałem, że widział tą akcję ze Stanem i na pewno źle ją zrozumiał.

Wybiegłem z domu, dzwoniłem, ale nie odbierał. Pierwsze miejsce jakie przyszło mi do głowy to nasza łąka, ale nie wiem czemu czułem, że jednak go tam nie ma. Szedłem ulicą i zauważyłem na placu zabaw trzęsącą się czuprynę loków. Ulżyło mi, że nalazłem Hazze i, że nic u nie jest. Miałem tylko nadzieję, że trzęsie się z zimna a nie z powodu płaczu. Jednak się myliłem, podchodząc bliżej usłyszałem, że płakał i właśnie wtedy zrobiło mi się tak cholernie przykro.

- Harry…?
- Odejdź.
- Hazzuś…
- Idź sobie do tego pieprzonego Stana. I, że niby kurwa jestem dla ciebie najważniejszy, tak? Gówno prawda!
- Harrym wysłuchaj mnie proszę – złapałem go za ręce gdy chciał wstać i spojrzałem prosto w jego czerwone zapłakane oczy.
- Nie chcę cię słuchać!
- Harry uspokój się. Proszę, wyjaśnię ci – po moim policzku również spłynęła łza na myśl, że mógłbym go teraz stracić.
- Ty płaczesz? – uspokoił się na chwilę.
- Bo to nie tak jak ci się wydaję, nie widziałeś wszystkiego prawda? Nie wiesz o co chodziło.
- No nie widziałem…nie mogłem patrzeć jak się z nim migdalisz!
- Curly, poszedłem się z nim spotkać, bo mnie o to poprosił, nie chciałem żebyś szedł, bo wiem, że go nie lubisz. Spotkaliśmy się w parku, a ja zacząłem, że spotykam się z tobą i wtedy on mnie pocałował. Odepchnąłem go i krzyknąłem, że cię kocham i żeby się uspokoił ale tego już nie wiedziałeś. Potem odszedłem i chciałem spędzić z tobą czas, bo cię kocham Harry, strasznie cię kocham, uwierz mi. Wcale cię nie zdradziłem.
- Ja…
- Proszę – po moim policzku spłynęła kolejna słona łza.
- Dobrze, ufam ci. Nie potrzebnie tam szedłem, choć mogłem zostać już do końca, przepraszam.
- Nie masz za co, już prędzej ja powinienem przeprosić ciebie.


Hazz wstał i pocałował mnie. Oddawałem każdy pocałunek, kochałem jego miękkie, ciepłe malinowe usta i każdy ruch jaki nimi wykonywał był dla mnie tak cudowny, delikatny, ale i namiętny. Nie przejmowaliśmy się tym, że jest zimno, że wszędzie leży śnieg, że stoimy na środku placu zabaw, że ktoś się na nas gapi. Nie obchodziło nas to. Najważniejsza była ta atmosfera, to co było między nami. Uwielbiałem takie chwile.





Inf. od autorki: Kolejny rozdział, mam nadzieję, że się wam podoba. A tak nawiasem mówiąc, komentarze motywują do dalszej pracy :) Enjoy xx.

wtorek, 13 sierpnia 2013

Rozdział 17




   *Harry*

Leniwie otworzyłem oczy, był poranek, przynajmniej tak wywnioskowałem po promieniach słońca próbujących wedrzeć się do pokoju. Rozciągając się spostrzegłem Louisa, który mi się przyglądał.

- Długo się tak na mnie gapisz?
- Jakieś 10 minut.
- Wiesz co to oznacza? – spytałem znacząco ruszając brwiami.
- Że wstałem pierwszy… - uśmiechnął się Lou – to znaczy, że mogę?
- Oj, jeśli bardzo chcesz…
- Chcę…

~~~~

Po tym Lou lekko uniósł kołdrę i wsunął się pod nią. Zdjął moje bokserki i ułożył się miedzy moimi nogami. Nagle poczułem przyjemne ciepło wokół mojego penisa. Widziałem tylko kołdrę unoszącą się w górę i w dół, więc postanowiłem zobaczyć więcej. Moim oczom ukazał się niesamowicie podniecający widok. Louis obciągający mi z niezła prędkością i zaaganżowaniem dawał mi nieziemską przyjemność. Wsunąłem palce w jego włosy, lekko je ściskając, żeby pokazać mu jak jest mi dobrze, bo nie mogłem jęczeć ze względu na rodzinę Tommo, która zapewne znajdowała się na dole. Lou spojrzał mi prosto w oczy przyśpieszając bardziej swoje ruchy. Odrzuciłem głowę w tył i pozwoliłem mu działać. To co czułem było cudowne, może dlatego, że już dawno tego nie robiliśmy i mój penis domagał się dotyku Louisa. Po kolejnych minutach wiłem się z rozkoszy, która mnie wypełniała. W końcu nie wytrzymałem. Doszedłem w jego ustach, a on połknąłem wszystko i ułożył się koło mnie.

~~~~

- Brakowało mi tego – odezwał się Lou – Mogę wiedzieć czemu wcześniej mi na to nie pozwalałeś?
- Dowiesz się w swoim czasie.
- Czyli kiedy?
- Dzisiaj.
- Oby szybko.

Dalszą część wypowiedzi Louisa przerwało pukanie do drzwi.

- Chłopcy, zejdziecie na dół ubrać choinkę?
- Oczywiście – krzyknęliśmy oby dwoje rzucając się do drzwi.

W samej bieliźnie zlecieliśmy na dół mijając Jay. Siostry Lou już stały z ozdobami w rękach, więc my także złapaliśmy za nie i zaczęliśmy dekorować drzewko.

Po skończonej pracy ruszyliśmy się ubrać. Ja zszedłem do kuchni pomóc Jay w gotowaniu, a Tommo gdzieś wyszedł. Przyznaję, że jestem całkiem niezłym kucharzem. Po kilku godzinach pracy mieliśmy gotowe prawie wszystkie wigilijne potrawy. Czekaliśmy tylko na Lou, który po chwili wślizgnął się do domu i poleciał na górę, a ja poszedłem za nim.

- Co tam masz? – zaskoczyłem go gdy wychodził z pokoju Jay, gdzie znajdowały się wszystkie prezenty.
- Zobaczysz.
- To coś dla mnie?
- Tak kotku dla ciebie.
- Aww, to słodkie. To musi być coś wyjątkowego, bo długo cię nie było.
- To jest coś wyjątkowego.
- Chłopcy idźcie się przebrać i na kolację! – krzyknęła z kuchni mama Lou.

Tak jak poprosiła nas Jay poszliśmy do naszego pokoju i ubraliśmy się w koszule oraz czarne rurki. Ja miałem na dobie białą a Tommo granatową. Kupiliśmy je razem, więc były identyczne. Zeszliśmy do kuchni i stanęliśmy przy stole.

- Trzeba przyznać, że wyglądacie nieziemsko.
- Dzięki mamo – odpowiedział Louis.
- Pasujecie do siebie – dodała Phoebe.
- Co? – spytałem zdziwiony.
- No macie takie same koszule – wyjaśniła Lottie, tak jakby nas broniąc.
- A no tak – dodałem trochę zakłopotany, po czym usiedliśmy do kolacji.

Jedzenie było przepyszne. Z resztą połowa była zrobiona przeze mnie, więc czemu tu się dziwić. Po wspaniałej rodzinnej kolacji wszyscy poszliśmy do salonu, Jay, Lottie i Fizzy siedziały na kanapie, a my z bliźniaczkami znaleźliśmy sobie miejsce na podłodze. Wszystkie dziewczynki były przeszczęśliwe z prezentów i wyściskały nas chyba jak najmocniej umiały, a mama Lou prawie się popłakał gdy zobaczył swój podarunek. W końcu nadszedł czas abyśmy obdarowali się nawzajem z Louisem.

- Proszę – wręczyłem mu bardzo cienką kopertę, a on od razu ją otworzył i spojrzał na mnie z uśmiechem – Mówiłeś, że zawsze chciałeś sobie zrobić tatuaż, więc pomyślałem, że moglibyśmy zrobić sobie je razem.
- Jesteś cudowny, dziękuję.
- Nie ma za co, ja po prostu chcę spełniać twoje marzenia.
- No właśnie, a skoro o marzeniach mowa, to proszę – powiedział Lou wręczając mi małą ciemnoróżową obróżkę.
- To jest… - nie dokończyłem, ponieważ do pokoju wrócił Louis z małym biało-szarym kotkiem na rękach – Kotek!!!

Rzuciłem się na zwierzątko biorąc je od razu na ręce. Podniosłem je tak, że znajdowało się tuż przed moją twarzą i właśnie wtedy kotek mnie polizał, a ja wydobyłem z siebie jedynie „aww” i zacząłem go głaskać. Założyłem mu obróżkę i wtedy spostrzegłem, że na metalowym kółeczku jest coś napisane.

- Darcy?
- Mówiłeś, że tak…
- Pamiętałeś.
- Oczywiście.
- Dziękuję – powiedziałem odkładając kotka i wtulając się w Lou.

Po posprzątaniu wszystkich papierów i talerzy ze stołu wyszedłem z domu tak aby nikt mnie nie zauważył.


   *Louis*

- Mamo!?
- Tak synku?
- Gdzie jest Harry?
- Nie wiem…
- Aha – powiedziałem zasmucony.
- Ale zostawił ci kartkę z wiadomością.

Wziąłem kawałek papieru w rękę i przeczytałem treść.


„ Jeśli masz ochotę otrzymać swój prezent urodzinowy przyjdź, sam wiesz gdzie.

                                                                                              Twój Harry xx. „

- Mamo…
- Idź, widzę, że ci zależy.
- Dziękuję – powiedziałem wybiegając z domu.

Jak najszybciej ruszyłem do miasta. Nie wiem jakim cudem w środku zimy było na tyle ciepło, że mogłem iść w samej koszuli bez kurtki, ale okey, jak dla mnie to była idealna temperatura na dzisiejszy wieczór. Gdy już znalazłem się w środku miasteczka szukałem mojej wąskiej uliczki, wszedłem w nią i już po chwili znajdowałem się w miejscu, które niedawno pokazałem loczkowi. Moim oczom ukazał się czerwony koc otoczony serce ze świeczek, które dawały dodatkowe ciepło. Podszedłem bliżej i położyłem się obok Hazzy.

- Ładnie dziś widać niebo.
- No…ładnie.
- Lou?
- Tak kocie?
- Kocham cię.

Po tych słowach Hazz obrócił się do mnie i pocałował prosto w usta. Ja oczywiście odwzajemniłem pieszczotę i pogłębiłem ją. Leżeliśmy tak w świetle gwiazd i księżyca napawając się swoją obecnością. Pomiędzy naszymi gorącymi pocałunkami Harry zaczął rozpinać moją koszulę i dobierać się do mojego paska, ale mu przeszkodziłem i sam zacząłem rozbierać jego. Gdy byliśmy już w samych bokserkach, rozebrałem go także z nich w mgnieniu oka.

~~~~

Nie zwlekając pochyliłem się nad jego penisem liżąc jego główkę. Pomyślałem, że nie będę go dziś męczył i od razu zacząłem szybkie ruchy na co Hazz wykrzykiwał moje imię i mieszankę przekleństw. Czułem, że zaraz dojdzie i nie myliłem się, wystrzelił we mnie lepki płyn, a ja z satysfakcją go połknąłem. Gdy położyłem się obok niego usłyszałem to co przyprawiło mnie o dreszcze.

- Chcę tego.
- Ale…
- Louis!
- Jesteś pewien? Będzie bolało i to bardzo.
- Tak, chcę to z tobą zrobić.

Powiedział całując mnie i ściągając moje bokserki. Sięgnął do torby i wyjął z niej dwie rzeczy.

- Lubrykant, pamiętam.
- Czyli jednak przydała ci się tak informacja – zaśmiał się Harry.
- Wiedziałem, że mi się przyda.

Dodałem i powróciliśmy do namiętnych pocałunków. Powiedziałem Harremu żeby obrócił się na brzuch i lekko się do mnie wypiął. Wykonał mnie polecenie choć czułem, że jest niepewny tego wszystkiego. Pogłaskałem go delikatnie po linii kręgosłupa i włożyłem w niego jeden palce nasmarowany lubrykantem – Zimneee! – krzyknął Hazz a ja się zaśmiałem – Curly skup się na tym co robię, a nie… - nie zdążyłem dokończyć bo przerwała mi odpowiedź  loczka „dobrze”, więc kontynuowałem czynność. Po tym jak przez 2 czy 3 minuty moje palce ostro się w nim poruszały  usłyszałem przez jęki prośbę o wejście w niego. Bałem się, że zrobię mu krzywdę, ale oboje tego chcieliśmy więc co ja mogłem zrobić, poza tym zawsze musi być ten pierwszy raz. Z tą myślą przysunąłem się bliżej loczka. Trzymałem swojego penisa tuż przy jego rozpalonym wejść i już chciałem go włożyć kiedy zauważyłem, że Harry strasznie się spiął – Kocie, rozluźnij się, będzie dobrze, zawsze możemy przestać – próbowałem go jakoś uspokoić gładząc go po plecach i chyba mi się udało. Już nie mogłem się doczekać tego momentu bycia w nim. Nie mogłem już dłużej czekać, wszedłem w niego całą swoją długością i usłyszałem charakterystyczny dźwięk zaciskających się rąk na materiale. Wiedziałem, że zabolało go to co zrobiłem, ale chciałem żeby miał to za sobą – Harry skarbie, zaraz przestanie boleć – starałem się go przyzwyczaić lekko się w nim poruszając – Dobrze Lou, ufam ci – usłyszałem w zamian. Ruszałem się powoli, aż do momentu, którym poczułem, że Hazz bardziej się rozluźnił. W końcu zaczął odczuwać przyjemność, jęczał i prosił o więcej. Zmieniliśmy pozycję tak, że ja leżałem na jego brzuchu a on na plecach. Nasze ciał chodziły jednym rytmem, z naszych ust wydobywały się ciche jęki, aż w końcu usłyszałem – Cały Lou, wchodź cały – pomiędzy westchnieniami loczka. Tak jak sobie życzył wchodziłem w niego całą swoją długością jednocześnie stymulując jego penisa. Byłem już tak blisko orgazmu i tak bardzo chciałem przeciągnąć ten moment. W końcu z jękami i naszymi imionami na ustach doszliśmy do najlepszego orgazmu w naszym życiu.

~~~~


- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin LouLou – usłyszałem i mimowolnie się uśmiechnąłem.




Inf. od autorki: Bardzo, bardzo, bardzo was przepraszam, że tak długo nie było rozdziału, ale sami rozumiecie, są wakacje i nie mam tyle czasu co w roku szkolnym. Poza tym z moją weną ostatnio jest coraz gorzej, ale naprawdę się staram. Ten rozdział pisałam naprawdę długo i mam nadzieję, że wam się podoba. Enjoy xx.

sobota, 3 sierpnia 2013

Rozdział 16




   *Harry*

Siedziałem sobie spokojnie przy stole zajadając śniadanie, które zrobiła mama Lou. Już zapomniałem jak to jest gdy je się posiłki z rodziną, do tego mam obok siebie Louisa, czego więcej mógłbym chcieć?

- Smakuje ci Harry?
- Jest przepyszne proszę pani.
- Mów mi Jay.
- Dobrze – uśmiechnąłem się delikatnie.
- Oprowadzę cię dzisiaj po mieście. Co ty na to? – spytał Louis.
- Z chęcią, mam nadzieję, że macie tu coś ciekawego…
- Jest jedno takie miejsce…
- Już nie mogę się doczekać!

~~~

Wyszliśmy z domu i ruszyliśmy w miasto, już mieliśmy zagłębić się jakąś uliczkę gdy ktoś zawołał Louisa.

- Tomlinson! Tommo! Louis! – usłyszeliśmy krzyki.
- Charles, Stan! – Lou rzucił się na nich i wszyscy zaczęli się ściskać, a ja stałem sam z boku – Ale się za wami stęskniłem!
- No my za tobą też. Jak jest w Londynie?
- Świetnie.
- A kto to?
- A, to jest Harry mój…przyjaciel.
- Przyjaciel Louisa jest naszym przyjacielem – powiedział do mnie Stan raczej mało przyjaźnie, ale najwyraźniej tylko ja to zauważyłem – To co Tomlinson, idziemy gdzieś?
- Chciałem pokazać Harremu miasto…
- Przyłączymy się, ok?
- Jasne, nie masz nic przeciwko Hazz? – zwrócił się do mnie Louis.
- Ja…nie, nie mam.

Wyszliśmy wszyscy w miasto, przyznaję, że całkiem nieźle się już w nim orientuje. Lou cały czas był zajęty tymi swoimi koleżkami i do tego ze Stanem tak dziwnie się na siebie gapią. Dobra, jestem zazdrosny, ale tylko dlatego, że to miał być dzień spędzony sam na sam z Lou. Jeśli oni teraz będą się z nami spotykać codziennie to ten tydzień będzie dla nie katorgą.

Trochę już chodziliśmy i niedługo miało zajść słońce, Louis jakoś dziwnie na mnie spojrzał i chyba zrozumiał, że nie za bardzo odpowiada mi towarzystwo, w którym się znalazłem.

- Dobra panowie, my już musimy iść.
- Co? Louis jest jeszcze tak wcześnie, mieliśmy nadzieję na jakiś wieczorny melanż.
- Nie mogę, mam już na dzisiaj plany, może innym razem.
- Ok, na razie Tommo.
- Pa chłopaki – pożegnał się Lou i poszliśmy dalej.

Słońce schodziło już coraz niżej a my zagłębialiśmy się w jakieś ciemne uliczki. W końcu dotarliśmy do jakiejś drużki między krzakami, po przejściu po niej ukazała mi się polana pełna kwiatów i mała rzeczka. Louis pociągnął mnie dalej, żebym usiadł koło niego na trawie. Złapał moją dłoń i przejeżdżając po jej zewnętrzu splótł nasze palce. Widok był niesamowity, zachodzące słońce stąd było naprawdę przepiękne.

- Ładnie prawda?
- Co to za miejsce? – spytałem kładąc głowę na jego ramieniu.
- Zawsze przychodziłem tu żeby pomyśleć.
- I nikomu o nim nie mówiłeś?
- Nie.
- Nawet Stanowi?
- Nawet jemu.
- Co jest miedzy wami?
- Kiedyś…jeden numerek po pijaku. Nic nie znaczył…
- Aha.
- Nie bądź zazdrosny. Tylko ty się dla mnie liczysz.
- Nie jestem zazd…
- Jesteś.
- „Cause I can love you more than Stan” *
- Kocham cię Harry.

Złączyliśmy nasze usta w cudownym pocałunku i wróciliśmy do domu.

~~~


   *Louis*


Kolejne dni mijały normalnie, Harry bardzo zintegrował się z moją rodziną. Byłem szczęśliwy z tego powodu, ponieważ Hazz wiele dla mnie znaczy. Był jednak jeden minus przebywania tutaj. Zero kontaktów seksualnych, nie rozumiałem tego, za każdym razem gdy chciałem coś zrobić loczek uśmiechał się i mówił, że muszę poczekać. Kompletnie nie rozumiałem o co mu chodzi, ale ustąpiłem, czekam na wyjaśnienie. Oby nie za długo.




Inf. od autorki: Rozdział krótki, ale nie martwicie się po napisaniu kolejnego stwierdzam, że będzie dłuższy od One Shota. Wiem, wiem to się nazywa talent xD No ale mam nadzieję, że i tak ten rozdział wam się podoba. Enjoy xx.


* Kiedyś Harry zamienił słowa w piosence z "more than this" na "more than stan" http://www.youtube.com/watch?v=o_rOIJyP8tg 0:43 :)